„Dopóki polska władza nakręca „Wołyń", rosyjska przepisuje Katyń" — napisał Wiatrowycz na Facebooku, dając do zrozumienia, że Polacy sprawę rzezi wołyńskiej wręcz dramatyzują. Pod postem wypowiedział się polski historyk Łukasz Adamski, który odpowiedział szefowi ukraińskiego IPN, że chce od Kijowa wyłącznie historycznej uczciwości: „od demokratycznej Ukrainy oczekuje się zdecydowanego potępienia zbrodni, popełnionych przez ukraińskich nacjonalistów".
Była to reakcja na zdecydowane słowa prezesa PiS, które padły w styczniu na antenie TVP Rzeszów: „Jeżeli jakiś kraj by uznał, że mordowanie jego obywateli, masowe, wyjątkowo okrutne jest w jakimś szczególnym kontekście dopuszczalne, to można powiedzieć wyrzekłby się swoich najbardziej elementarnych praw (…) Polska na taką sytuację, w której oprawcy, masowi mordercy czy ludobójcy są na Ukrainie bohaterami, się nie zgadza" — stwierdził wówczas Jarosław Kaczyński, zwolennik uznania zbrodni wołyńskiej za akt ludobójstwa.
W Narodowym Muzeum Literatury w Kijowie, gdzie odbyła się premiera publikacji, obecny był oczywiście Wiatrowycz. W swoim wystąpieniu wyraził żal, jakoby polsko-ukraińską przeszłość sprowadzano wyłącznie do Wołynia („co jest „niewłaściwe i zniekształca rozumienie tego, co naprawdę odbywało się między Ukraińcami i Polakami, i nie sprzyja porozumieniu"). Tymczasem należy mówić o deportacjach w latach 40. (których akcja „Wisła" miała być jedynie kontynuacją). Jak twierdzi Wiatrowycz, towarzyszyły im liczne „zbrodnie wojenne Wojska Polskiego".
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.