Na początku września astronautka NASA Peggy Whitson zakończyła swój pobyt na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Amerykanka pobiła rekord: po 228 dniach na MSK okazało się, że w sumie spędziła ona w kosmosie 665 dni. Żaden inny amerykański astronauta tego nie dokonał.
W kapsule, która wylądowała w Kazachstanie, Whitson towarzyszył rosyjski kosmonauta Fiodor Jurczichin, który spędził poza Ziemią 673 dni i który zajmuje siódme miejsce pod tym względem.
W rozmowie z NBC astronauci powiedzieli, że kilkanaście lat temu te wyniki stałyby się źródłem wrogości między obu krajami, a dziś razem świętują swoje sukcesy.
— Pomimo wielu lat dezinformacji o sobie w latach zimnej wojny ludzie z pasją do lotów kosmicznych byli bardzo podobni do siebie i szybko tworzyli silne zespoły — powiedział Stephen Robinson, który spędził dwa lata w Rosji, przygotowując się w Gwiezdnym Miasteczku, jako zapasowy astronauta, do wyprawy ISS-4.
Obecnie w kwestii transportu swoich astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną Stany Zjednoczone zdają się wyłącznie na rosyjskie statki kosmiczne Sojuz. Amerykanie płacą za jedno miejsce 81 milionów dolarów. Prezydent USA Donald Trump niedawno, zwracając się do szefa NASA Jima Bridenstine'a, poskarżył się, że Rosja każe sobie zbyt słono płacić.
Jednak — zdaniem ekspertów — dopóki Waszyngton nie opracuje swego niezawodnego systemu załogowych lotów kosmicznych lub nie znajdzie komercyjnego operatora, będzie musiał płacić Moskwie tyle, ile ona sobie zażyczy. NBC przypomina, że amerykański prezydent George W. Bush zamknął program wahadłowców kosmicznych w 2004 roku. A w 2010 roku kolejny amerykański prezydent, Barack Obama, zrezygnował z nowego programu lotów załogowych.