Borisenko zauważył, że choć strona amerykańska neguje współpracę z PI, Rosja „z doświadczenia wie, że USA nierzadko współdziałały z rozlicznymi ekstremistycznymi ugrupowaniami w Syrii".
Borisenko przypomniał, że „na podstawie obiektywnych danych" rosyjskie ministerstwo obrony „zwraca uwagę na to, że w rzeczywistości Amerykanie i działające w porozumienie z nimi opozycyjne pododdziały praktycznie nie prowadzą walki z terrorystami PI". „To budzi nasze zdziwienie. Będziemy patrzeć na dalszy rozwój wypadków, ale wychodzimy z założenia, że wszelki flirt z terrorystami jest zawsze niebezpieczny i obraca się przeciwko tym, którzy się w takie kontakty wplątują" — podkreślił Borisenko.
Moskwa, jak mówi, jest zaniepokojona „wsparciem, którego USA udzielają siłom walczącym z pełnoprawnym syryjskim rządem". „Od 2014 roku obserwujemy, jak amerykańscy wojskowi atakują terrorystów fikcyjnie, pro forma. To naprowadza na myśl, że Stany Zjednoczone są zainteresowane nie walką z PI lecz obaleniem pełnoprawnego rządu w Damaszku. I teraz najwyraźniej USA chcą wykonać to zadanie postawione już przez Baracka Obamę" — uważa dyrektor departamentu rosyjskiego MSZ.
Rzecznik Ministerstwa Obrony Rosji generał Igor Konaszenkow oświadczył wcześniej, że syryjsko-jordańska granica biegnąca nieopodal amerykańskiej bazy w At-Tanf zamieniła się w stukilometrową „czarną dziurę", z której prowadzą ataki oddziały ugrupowania terrorystycznego „Państwo Islamskie".