Według słów prisztińskiego prawnika Azema Vlasiego zdarzeniom nadawane jest zbyt duże znaczenie, a ważne jest tylko to, że obywatele Kosowa, jak i wszyscy inni, chcą swobodnie jeździć po Europie.
W rozmowie ze Sputnikiem Azem Vlasi dyplomatycznie uchylił się od odpowiedzi na pytanie, w czym tkwi problem, jeśli wielu Albańczyków wciąż posługuje się serbskimi paszportami otwierającymi im drogę do Europy, ale zauważył, że obywatele Kosowa czują się „jak w rezerwacie".
„Chcemy powiedzieć Europie, że musimy znaleźć wyjście z powstałej sytuacji" — zauważył Vlasi.
Kosowski politolog i publicysta Zivojin Rakocevic powiedział Sputnikowi, że większość Albańczyków zdaje sobie sprawę: Kosowo to forma bez treści, i nazwał to, co się dzieje „ocknięciem się ze snu o niezależności".
„Tutaj panuje anarchia, korupcja, gospodarka jest w stanie upadku, do tego inicjatywa o albańskim obywatelstwie dla mieszkańców Kosowa całkiem już przypomina ideę Wielkiej Albanii. Przy tym Serbowie czują się poniżeni, dlatego że są pozbawieni prawa do posługiwania się serbskimi paszportami" — powiedział Rakocevic.
Rakocevic jest przekonany, że oświadczeniami w stylu Taçiego Kosowa usiłuje zwrócić na siebie uwagę wspólnoty międzynarodowej:
Prezydenci Albanii i Kosowa podpisali zresztą deklarację „o brackich stosunkach i strategicznym partnerstwie", w którym mówi się, że strony mają zamiar skoncentrować się na końcowym fazie dialogu o normalizacji stosunków między Kosowem i Serbią pod egidą UE i z „bezpośrednim udziałem USA". To według zamysłu Tirany i Prisztiny powinno doprowadzić do uznania przez Belgrad Kosowa jako „suwerennego i niezależnego państwa".
Zauważmy, że do tego czasu Waszyngton w ogóle nie włączał się do tych rozmów.