W lipcu amerykański pułkownik Patrick Ellis kierował przerzuceniem techniki opancerzonej z Niemiec przez Węgry, Rumunię i Bułgarię na szkolenie w Gruzji. Zwrócił uwagę na to, że wypełnienie dokumentów na granicy zabiera zbyt wiele czasu.
Trafić do Rumunii było dość łatwo, a wyjechać z niej, paradoksalnie, okazało się o wiele trudniej. Chodzi nie o brak profesjonalizmu celników, ale o protokoły, których zmuszeni są przestrzegać. Siedzieliśmy na naszych "Strikerach" półtorej godziny w upale i czekaliśmy, aż niezbędne dokumenty zostaną wypisane od ręki – skarżył się Ellis.
Według niego, trudność polega na tym, że za przemieszczenie wojskowych odpowiadają ministerstwa obrony, a granice znajdują się w dyspozycji ministrów spraw wewnętrznych.
Amerykańscy wojskowi są zdania, że nawet w razie konfliktu zbrojnego biurokratyczna rzeczywistość Europy nie zmieni się.
Dodał, że samo tylko przygotowanie do przerzucenia wojsk przez cały kontynent zajmuje kilka tygodni. Według Shapiro, kiedy granicę przekracza sto jednostek sprzętu wojskowego, to zwykła liczba celników nie wystarcza, każdy samochód trzeba zarejestrować oddzielnie, zgodnie z numerem seryjnym.
"I tak na każdej granicy, za każdym razem musisz wpisać na listę tych samych sto samochodów" – powiedział.