Minister obrony Rosji Siergiej Szojgu poinformował o pogorszeniu sytuacji na granicy Rosji i krajów NATO.
Moskwa niejednokrotnie podkreślała, że Rosja nie napadnie nigdy na jakikolwiek kraj NATO. Z kolei MSZ Rosji zwracało uwagę na fakt, że Sojusz Północnoatlantycki doskonale zdaje sobie z tego sprawę, jednak wykorzystuje ten nieuzasadniony strach, aby rozmieścić jeszcze więcej swojego sprzętu i wojsk w pobliżu rosyjskich granic.
„Agresywność bloku NATO w pobliżu naszych granic rzeczywiście wzrasta. Już od kilku lat NATO celowo dąży do eskalacji napięcia, przede wszystkim na flance bałtyckiej, a nacisk na nasze granice zachodnie nie ma po prostu precedensu. Nie można oczywiście powiedzieć, że NATO rozmieściło jakieś mogące nas przestraszyć oddziały, które są gotowe ruszyć na Moskwę i przejąć miasto w ciągu kilku dni, jak to planował Hitler. Jednak w porównaniu z tym, co było pięć, a nawet cztery lata temu, sytuacja uległa zmianie" — powiedział Igor Nikołajczuk.
Zdaniem eksperta retoryka NATO nie wytrzymuje krytyki.
„Ni z tego, ni z owego oświadczono, że Rosja jest agresorem, że należy ją w jakiś sposób powstrzymać. Straszono, że w najbliższym czasie celem Rosji na pewno będą kraje bałtyckie, gdzie zostanie zrealizowany całkowicie niedopuszczalny scenariusz, podobny do wydarzeń na Ukrainie czy na Krymie. Jednak są to kompletne bzdury. NATO szuka po prostu jakichś sposobów, aby przedłużyć swój byt polityczny, pokazać, że jest potrzebne i że kraje członkowskie muszą w dalszym inwestować w swoją obronę" — powiedział Igor Nikołajczuk.