W ciagu ostatnich sześciu lat syryjskie miasto Kamyszły było miejscem niespokojnego rozejmu pomiędzy siłami rządowymi i kierowaną przez Kurdów armią, zajmującą dominującą pozycję na północnym wschodzie państwa, pisze "Financial Times".
Obie strony były zajęte walką ze wspólnym wrogiem w wielostronnym konflikcie. Podzieliły kontrolę nad terenem i czyniły wrażenie, że nie zauważają się wzajemnie. Ale być może to "dziwne współistnienie" już się kończy.
Według gazety, Państwo Islamskie traci teytoria w Syrii. I tylko dwa miejscowe ugrupowania mają wystaczającą siłę, aby walczyć o podzielone państwo: armia Asada i Syryjskie Siły Demokratyczne, które popiera Waszyngton.
"Istnieją dwa scenariusze wydarzeń, trzeciego wyjścia nie ma – opowiada gazecie miejscowy rozmówca. – Po rozpadzie PI Syria albo pójdzie drogą politycznej regulacji, albo stanie się miejscem, gdzie rozwija się nowa wojna domowa. Kiedy nastąpi koniec PI, to co powstrzyma obie strony przed walką?"
Dlatego teraz miasto Kamyszły znalazło się w centrum wysiłków dyplomatycznych Moskwy, która ma nadzieję na zawarcie umowy, doprowadzającej do stopniowego zakończenia wojny domowej. Kiedy kolumny amerykańskich czołgów i sprzętu jeżdzą po mieście w stronę kurczącej się linii frontu przeciwko PI, rosyjscy i irańscy urzędnicy — główni zwolennicy Asada – przylatują na miejscowe lotnisko, aby spotkać się z sojusznikami Stanów Zjednoczonych, czyli Syryjskimi Siłami Demokratycznymi – twierdzi gazeta.
Waszyngton nie spieszy się z braniem udziału w rozmowach w imieniu Syryjskich Sił Demokratycznych. Częsciowo można to wytłumaczyć trudnymi stosunkami z Turcją, która podejrzliwie odnosi się do kurdyjskiego ugrupowania. W wyniku tego Turcja zmuszona jest zwracać się do Moskwy, aby osiągnąć regulację sytuacji.
Jednocześnie, zdaniem rozmówcy, niedawne sukcesy zbyt uskrzydliły obie strony, aby zechciały teraz iść na kompromis. Syryjskim Siłom Demokratycznym udało się zająć Rakkę, de facto stolicę Państwa Islamskiego, a także największe złoża ropy naftowej i gazu w Syrii. Wykorzystują ten fakt jako główny atut podczas negocjacji, domagając się od Asada uznania miejscowego samorządu.
Jednocześnie syryjski prezydent popierany przez Iran i szyickie oddziały dąży raczej do zwiększenia kontrolowanych terytoriów, aby zmusić do przyjęcia swoich warunków siłą, niż ma ochotę siąść do stołu rozmów. "Nikt ie chce iść na ustępstwa. Na razie nie widzę chęci znalezienia rozwiązania" - przyznaje rozmówca gazety.
Wspólnota międzynarodowa nie bierze udziału w tych ostatnich inicjatywach pokojowych. Rozmowy genewskie pod egidą ONZ, rozpoczęte w czasie, gdy trwała walka między Asadem i bojownikami, nie dawały oddzielnego miejsca Syryjskim Siłom Demokratycznym i najwyraźniej nie mogą nic zaproponować w nowej sytuacji.
Rosja, przeciwnie, "gorąco pragnie" zapełnić tę lukę. Planuje przeprowadzić formalną konferencję na ten temat w Soczi. Jeśli te wysiłki zakończą się sukcesem, to mogą nadszarpnąć proces genewski. Przedstawiciele Syryjskich Sił Demokratycznych twierdzą, że Moskwa próbuje zdobyć ich wsparcie, obiecując zmusić Damaszek do przyjęcia federalizacji.
Nektórzy uważają, że wysuwane przez Moskwę porozumienie tylko odłoży w czasie to, co nieuniknione. "Podpisując porozumienie z Rosjanami Syryjskie Siły Demokratyczne będą istnieć w obecnym kształcie jakieś 10-15 lat, a potem, kiedy reżim poczuje się bezpiecznie, on napadnie na nie"- przekonany jest syryjski rozmówca.