Zgodnie z obliczeniami przedstawionymi w raporcie Rand Corporation 2016 w przypadku inwazji rosyjskie siły znajdą się na peryferiach stolic Estonii i Łotwy w ciągu 60 godzin. Biorąc pod uwagę to, że Stany Zjednoczone będą potrzebowały od trzech do sześciu miesięcy na wdrożenie wystarczających sił do pomyślnej kontrofensywy, Waszyngton będzie miał niewiele opcji odpowiedzi.
Fakt, że Rosja nie skorzystała z dawno zaplanowanego «Zapadu» jako okazji do rozpoczęcia agresji, budzi wątpliwości, czy Moskwa rzeczywiście ma wobec państw bałtyckich agresywne zamiary — pisze The National Interest.
USA i NATO powinny poświęcać mniejszą uwagę krajom bałtyckim i skupić się na zrozumieniu rzeczywistych interesów Rosji, uważa magazyn.
Dzięki „aneksji Krymu”, wojskowy wpływ Rosji na Morzu Czarnym znacznie wzrósł, co stanowi zagrożenie dla Rumunii i Bułgarii. „Działania Rosji na Ukrainie”, według magazynu, mają na celu wyrządzenie szkód NATO i naruszenie planów UE w zakresie integracji krajów europejskich.
Niemniej jednak brak zamiaru zaatakowania krajów bałtyckich nie oznacza, że NATO powinno wycofać stamtąd swoje wojska, zapewnia gazeta. Powstrzymywanie Rosji powinno być proporcjonalne do interesów Rosji. Już rozmieszczone w krajach bałtyckich siły sojuszu są wystarczające, aby przekonać Rosję, że nie powinna atakować.
Po analizie działań zachodnich armii w ostatnim czasie rosyjscy analitycy obawiają się, że rozmieszczone na granicy siły mogą świadczyć o przygotowywaniu „dekapitującego uderzenia” lub „kolorowej rewolucji” w Rosji.
„Zwiększenie obecności wojskowej NATO w krajach bałtyckich może dać Rosji motyw do inwazji, nawet jeśli z punktu widzenia Zachodu rozmieszczone tam siły nie stanowią poważnego zagrożenia dla rosyjskiej armii — podsumowuje magazyn. — Dlatego USA i NATO powinny uwzględnić to ryzyko i poważnie odnieść się do poglądów Rosji w sprawie rozmieszczenia nowych jednostek Sojuszu”.