— „Jeśli dojdzie do sytuacji, w której Europa będzie zmuszona wybierać między Ukrainą a Rosją, to inne stolice, na które liczy dziś Kijów, wybiorą Moskwę"- powiedział szef kancelarii Prezydenta RP Krzysztof Szczerski w wywiadzie dla tygodnika „wSieci". Czy tę ostrą wypowiedź należy traktować jako pewną deklarację zmiany kursu ewentualnego kandydata na szefa MSZ w rekonstruowanym rządzie? Jego rekonstrukcja jest przecież blisko?
W imię antyrosyjskiego sojuszu z Kijowem decydowano się przemilczać, czy też w jakiś sposób zmniejszać wagę kwestii historycznych. Mam na uwadze kwestię rzezi wołyńskiej. To się rzeczywiście zaczęło od pewnego momentu zmieniać. Trudno jest jednoznacznie powiedzieć, jaka jest tego przyczyna. Nie wiemy też, czy jest to w ogóle jedna przyczyna. Dlaczego? Dlatego, że wszystko zaczęło się od jednej wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego, który wyraził się z niechęcią o szerzącym się na Ukrainie banderyźmie. Tę wypowiedź wielu komentatorów potraktowało jako skierowaną do elektoratu Prawa i Sprawiedliwości, który składa się ze środowisk patriotycznych, w tym również ze środowisk kresowych. Za tymi słowami nastąpiły konkretne działania, podjęte jeszcze przez ministra Waszczykowskiego. Mam na myśli listę osób ze strony ukraińskiej, które mają zakaz wjazdu do Polski. Tu rzeczywiście w samym PiS coś się zmienia.
— Jeżeli mowa o kierunku wschodnim, to przede wszystkim widać tutaj brak funkcjonowania Grupy Wyszehradzkiej, która jest bardzo podzielona w kwestii stosunków między nią a Ukrainą i Rosją. Widać to szczególnie wyraźnie w stosunkach z Węgrami, które prowadzą politykę bardziej prorosyjską i równocześnie z dużą niechęcią podchodzą do zmian na Ukrainie. Szczególnie tych zmian, które dotyczą praw językowych mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu.
Biorąc pod uwagę fakt, że Polska w tej chwili jest osamotniona w Unii Europejskiej i właściwie jest w stanie tam funkcjonować jako członek niedyskryminowany tylko i wyłącznie dzięki węgierskiemu wetu, to myślę, że to jest również ważny powód, dla którego Polska nie jest w stanie, nawet, gdyby chciała, wyłamywać się z ogólnego trendu krajów wyszehradzkich. A one zdecydowanie stawiają na polepszenie stosunków z Moskwą, nawet za cenę pogorszenia relacji z Kijowem.
— Rzeczywiście mamy już do czynienia z wyraźną operacją oswajania Polaków z kandydaturą Jarosława Kaczyńskiego. To jest zrozumiałe. Jarosław Kaczyński ma to do siebie, że jest osobą uchodzącą za kontrowersyjną — i słusznie — dlatego, że wzbudza i zawsze wzbudzał skrajne opinie. Posiada swoich fanatycznych zwolenników i równie fanatycznych przeciwników. Nie posiada środka opinii publicznej, której byłby mniej lub bardziej obojętny. Zawsze, kiedy Jarosław Kaczyński wychodził na czoło swojej formacji, to się zwykle kończyło porażką wyborczą PiS-u dlatego, że liczba jego przeciwników zawsze była większa niż jego zwolenników. Zawsze miał dość duży odsetek osób mu nieufających, co pokazywały wszystkie sondaże.
— Ten wpis świadczy o rosnącej w Polsce politycznej obsesji, gdzie wszyscy wyzywają się i imputują sobie, że jakieś tam są powiązania z Moskwą, Rosją, Putinem. To dzieje się od kilku lat, wzmaga się cały czas. Ja osobiście podchodzę do tego z dużym sceptycyzmem. Szczerze mówiąc, to jest tak nakręcona fobia, że doszło do tego, że każdy się licytuje, kto jest bardziej antyrosyjski. Ale, oczywiście, jest to również kwestia pytania o ewentualny powrót Donalda Tuska do polityki polskiej. Nie wiem, czy ten powrót jest możliwy po kilku latach przebywania w Brukseli, ale nie mam wątpliwości, że ta opozycja, która teraz w Polsce jest, z tymi liderami, których ma, nie jest w stanie zagrozić w następnych wyborach PiS. W związku z tym być może Donald Tusk jest dla niej jedyną szansą. Wróci, wszystkich zjednoczy. Pamiętajmy, że to jest jednak postać odbierana przez znaczną część Polaków jako postać charyzmatyczna, którą można przeciwstawić Jarosławowi Kaczyńskiemu. Być może te wpisy Donalda Tuska są zapowiedzią powrotu z Brukseli do Warszawy.