— Ja chciałbym na wstępie przypomnieć, że ostatnim razem, kiedy Polska podpisała pakt obronny z Wielką Brytanią, bardzo szybko przestała istnieć jako państwo. Nie przeceniałbym znaczenia tej wizyty i uważam, że entuzjazm z nią związany ma charakter wybitnie propagandowy. On nie przekłada się na jakieś realne korzyści, które miałyby płynąć dla Polski ze współpracy z Wielką Brytanią.
Należy pamiętać, że głównym produktem eksportowym, jaki Polska dostarcza na brytyjski rynek, jest tania siła robocza w postaci milionów polskich pracowników, których Wielka Brytania wydrenowała z naszego kraju. Powstałą w ten sposób dziurę musimy uzupełniać, drenując w podobny sposób pracowników z terenów Ukrainy.
Reasumując, przekaz, jakim nas raczą media w związku z tą wizytą, jest wybitnie propagandowy. Ja nie widzę niczego, co by faktycznie przynosiło jakieś przełomowe decyzje, którymi można byłoby się chwalić i cieszyć.
— Przypomina mi to czasy zimnej wojny. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Zachód prześciga się w pomysłach, jak nową zimną wojnę eskalować. Wszystko wskazuje na to, że informacje przekazywane z jednej strony są określane jako propaganda, a podawane z drugiej strony już zyskują miano jedynej „prawdziwej prawdy". Trudno to odczytywać inaczej, jak jako wzmożoną pracę propagandzistów w sytuacji, kiedy eskalacja napięć politycznych właściwie dobiegła kresu i już nie ma innych narzędzi, żeby eskalować wrogość we wzajemnych stosunkach. Cały ten wysiłek konfrontacyjny między różnymi stronami przenosi się na sferę informacyjną, i wtedy jesteśmy świadkami takiej sytuacji.