Dwie matki, Ksenia i Jana, które mieszkają w Doniecku i nie wyjeżdżały nawet podczas poważnych działań wojennych, odpowiedziały, dlaczego w Donbasie doszło do dziecięcego boomu.
Ksenia i Sofia: z dzieckiem na wojnie
Pobraliśmy się latem 2014 roku, był to szczyt działań bojowych. Tydzień przed tą datą zadzwonili do nas z urzędu stanu cywilnego i powiedzieli, że nie będzie uroczystości — trwały ciężkie bombardowania. A później zaproponowali zorganizowanie ślubu bez uroczystej ceremonii. Rok po ślubie zdecydowaliśmy się na dziecko. Cały czas trwały walki, bardzo rzadko dochodziło do przerwy.

Teraz zimą obawiamy się, że znów się pogorszy i będziemy musieli uciekać. A gdzie uciec? Tutaj są rodzice, mąż ma pracę, własne mieszkanie. U nas wielu, którzy wyjechali, wróciło. Każdy chce mieszkać w domu. Moja przyjaciółka wróciła, mieszka na obrzeżach Doniecka i każdego dnia słyszy „rozejm”.

Do wojny można się przyzwyczaić, dla nas to codzienne życie. Słyszymy, że huczy gdzieś na obrzeżach i po prostu zamykamy okna, włączamy głośniej telewizor. Kiedy strzelają daleko, nikt już nie zwraca na to uwagi.
Przed ślubem spędziłam większość lata w pracy. Pod wieczór zaczynały się ostrzały. Patrzysz na ulicę, a tam wszystko leci, pada, rozbija się. Szef natychmiast rozstawiał nas i zostawiał w biurze. Tygodniami nie wracaliśmy do domu. Cały czas było strasznie, a teraz nic.

Wszystko dopiero się u nas zaczynało: spotkaliśmy się, znaleźliśmy pracę — a tu wojna. Nie widzimy przyszłości, nikt niczego nie planuje. Działania bojowe się skończą, a potem zobaczymy. Rozważamy po prostu: minął rok — dobrze, minął dzień — wszystko w porządku.
Jana i Lew: okropne przyzwyczajenie — wojna
Między moimi dziećmi jest duża różnica wieku — 14 lat. Dużo czasu decydowałam się na drugie dziecko, ale jak długo można czekać? Chcieliśmy mieć dziecko, jednak odkładaliśmy to, ponieważ trwają walki, mój mąż został ciężko ranny. Wszyscy oglądamy codzienne komunikaty, wiemy, ile osób zginęło, w tym dzieci.

To przerażające, ale przyzwyczajasz się do tego. Co mamy robić? Nie żyć, nie rodzić, nie chodzić do pracy? Przed samym wypisem ze szpitala nasz rejon znalazł się pod ostrzałem, sto metrów od domu są leje. Mąż zaproponował, żebym się nie wypisywała. Jak mogę nie jechać do domu z dzieckiem, gdzie wszystko jest przygotowane: łóżeczko, rzeczy? Chciałam wrócić do domu i pojechaliśmy. Mówią, że swojej kuli nie usłyszysz. Tylko na tydzień wyjechaliśmy, pod naciskiem męża, kiedy były bardzo silne ostrzały.
Chcę, żeby to wszystko się skończyło. Dopiero wtedy rozpocznie się rozwój. Teraz żyjemy z dnia na dzień i nie wiemy, co stanie się jutro. Córka musiała przenieść się do innej szkoły. Uczyła się na Putiłowce, każdego dnia było o nią strach. Nasze dzieci już różnią się od swoich rówieśników, którzy żyją w pokoju. Oglądają filmy o wojnie w zupełnie inny sposób, przyjmują raporty z bitew. Dla nich to nie są abstrakcyjne informacje, ale ich teraźniejszość. Wydaje się, że zostali zranieni przez tę wojnę.
Moje siostrzenice, które mają teraz dziewięć i dwanaście lat, bardzo się boją. Przy dźwięku strzałów dziewczynki wpadają w histerię. Kiedy więcej strzelali, miały tylko sześć i dziewięć lat. Wszystkie odgłosy wojny wywołują u nich zwierzęcy strach. Najmłodsza wchodzi na ręce matki i nie śpi po nocach.


Wielu wróciło, moim zdaniem 50% wróciło do domu.
Jutro możesz nie zobaczyć męża, córki, syna. Mój mąż został ranny, a wcześniej zwykliśmy się z nim żegnać — poszedł do pracy, ja do fryzjera. Dwie godziny później dostałam telefon. W tym czasie zmieniła się dla mnie wartość ludzkiego życia. Wszystkie nasze zmysły są zaostrzone, wszystko jest na powierzchni. Kobiety rodzą także dlatego, że rozumieją: jutro może nie nadejść. Jutro ukochana osoba może zginąć.