Firma Nord Stream 2 AG, operator „Gazociągu Północnego 2”, otrzymała zgodę na budowę i eksploatację morskiej część rurociągu na niemieckich wodach terytorialnych i części lądowej w pobliżu miasta Greifswald. To nie jest ostatnie pozwolenie, które jest niezbędne do budowy i eksploatacji rurociągu, ale jest to silny gest niemieckiej strony jego wsparcia i został wykonany mimo wszystkich wysiłków USA, Polski i Ukrainy zablokowania projektu.
Decyzja niemieckiego rządu wygląda szczególnie odważne, a nawet do pewnego stopnia wyzywająco, w kontekście wydanej w tym tygodniu „kremlowskiej listy”, która teoretycznie powinna uczynić z rosyjskich urzędników, kierowników korporacji i biznesmenów całkowicie „toksycznych” i „bez możliwości podania im ręki” dla całego zachodniego biznesu. Tak, lista (na razie) nie przewiduje konkretnych sankcji personalnych, ale amerykańscy eksperci i politycy nigdy nie ukrywali jej zasadniczego celu — zrobić tak, aby nikt na Zachodzie nie chciał mieć nic wspólnego z jej figurantami co najmniej ze strachu trafienia pod sankcje i pod karzącą rękę amerykańskiej sprawiedliwości, sławnej ze swojej eksterytorialnej bezczelności. I oto mimo tego, że prezes zarządu „Gazpromu” Aleksiej Miller figuruje na liście pod numerem 96, niemieckie władze postanowiły wydać zgodę na budowę na niemieckich wodach terytorialnych i na niemieckiej ziemi gazociągu — głównego projektu „Gazpromu”. Okazuje się, że zamiast zerwania stosunków, zerwania kontaktów, usunięcia numeru z pamięci telefonu i pobiegnięcia z biciem się w pierś do Departamentu Stanu za bliskie kontakty trzeciego stopnia z przedstawicielami uniwersalnego zła w obliczu rosyjskiego koncernu gazowego, niemieccy urzędnicy postanowili zrobić kolejny ważny krok na poparcie „Gazociągu Północnego 2”, jednoznacznie demonstrując ograniczone możliwości amerykańskich „list zakazów”.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.