W ostatnim czasie ryzyko zaostrzenia sytuacji w Syrii znacznie wzrosło — pisze korespondent Le Temps Luis Lema.
Ktoś mówił, że wojna w regionie chyli się ku końcowi. Wydawałoby się, że przy wsparciu Rosji i Iranu syryjski rząd stopniowo odzyskuje kontrolę nad państwem. Aż tu nagle, po siedmiu latach od wybuchu, konflikt znów nabiera obrotów. W ciągu jednego zaledwie tygodnia pojawiło się niebezpieczeństwo wybuchu trzech różnych wojen, w tym także z udziałem Rosji i USA.
Po pierwsze dużą rolę w zaostrzeniu konfliktu odegrało niedawne zestrzelenie w przestrzeni powietrznej Izraela irańskiego drona, po którym w Syrii doszło do zestrzelenia F-16. Do tej pory Tel Awiw „udawał, że trzyma się na uboczu" od konfliktu, pokładając nadzieję na Moskwę lub Waszyngton, które powinny jego zdaniem wpłynąć na Iran i Hezbollah, ukrócić ich „porządki" na syryjskim terytorium. Najwyraźniej Izrael jest odtąd gotów „bronić się w pojedynkę".
Iran natomiast już pała chęcią „wykorzystania owoców swojego udziału w syryjskiej wojnie", tj. umocnienia się w miejscowych bazach wojskowych. Syryjska gałąź Hezbollahu przegrupowuje tysiące bojowników, którzy nie podporządkowują syryjskim władzom. A Izrael być może już zaczął uzbrajać pozostałych na południu Syrii powstańców, którzy utracili wsparcie po tym, jak USA wycofały się z regionu.
Po drugie konflikt między Waszyngtonem i Moskwą także się nasila.
Głównym celem tej „pierwszej bezpośredniej konfrontacji między dwoma wielkimi mocarstwami" stały się złoża ropy i gazu w rejonie Dajr az-Zaur — twierdzi autor. Jak mówi, rosyjskie władze usiłowały „umniejszyć znaczenie incydentu", ale „nie udało im się chyłkiem sprowadzić ciał" na ojczyznę.
Niektórzy spośród zabitych to Kozacy, którzy przeszli „chrzest bojowy" na Ukrainie. Na dany moment ci ludzie walczą w Syrii jako najemnicy pracujący na rzecz „prywatnej agencji wojskowej Wagnera", „których związki z rosyjskim Ministerstwem Obrony zostały potwierdzone" — podkreśla Lema. A przy tym Moskwa wypiera się związków z tymi osobami. Zresztą wszystkie te sprostowania nie są w stanie zatrzeć wrażenia, że „Rosja prowadzi już wojnę ze Stanami Zjednoczonymi" — twierdzi autor materiału.
Do zbliżenia między Turcją i Rosją dochodziło równocześnie z rosnącym rozłamem między Ankarą i Waszyngtonem. I teraz USA obawiają się, że Turcja i Rosja zaczną zwiększać presję na Biały Dom. „Najwyraźniej nawet tak stary sojusz, który istnieje w ramach NATO już ponad 60 lat, nie jest w stanie pokonać sprzeczności powstałych dziś na nowym etapie wojny w Syrii" — reasumuje dziennikarz.