Mateusz Morawiecki 17 lutego pojechał na Monachijską Konferencję Bezpieczeństwa do Niemiec. Tam zdążył w ciągu jednego dnia zaognić i tak już napięte stosunki z Izraelem, używając sformułowania „żydowscy sprawcy", a także uczcić pamięć żołnierzy polskiego podziemia, którzy jawnie współpracowali z nazistowskim okupantem i nawet specjalnie się z tym nie kryli.
Zdjęcie Morawieckiego, składającego wieniec na grobowcu Brygady Świętokrzyskiej Narodowych Sił Zbrojnych obiegło internet i wywołało przerażenie. Tym bardziej, że opublikowała je sama Kancelaria Premiera. Premiera, który — przypomnijmy! — z wykształcenia jest historykiem!
O co chodzi z Brygadą Świętokrzyską? To grupa 850 żołnierzy, zawiązana w 1944 roku, pod koniec wojny. Za swojego wroga nie uważali oni nazistowskich Niemiec, ale komunistów oraz Armię Czerwoną. Pobierali szkolenia u Niemców, a także przyjmowali od nich broń. Okrucieństwem zasłynął zwłaszcza Hubert „Tom" Jura, który pełnił rolę łącznika pomiędzy Niemcami i swoim oddziałem. Znany był z tego, że mordował innych członków podziemia, których uważał za zdrajców, a także Żydów zbiegłych z gett. Armia Krajowa wydała na niego wyrok śmierci — ale za to dziś upamiętnia go premier polskiego rządu.
Brygada Świętokrzyska nigdy nie została oficjalnie uznana przez rząd londyński, choć jej członkowie składali wnioski o status byłego żołnierza WP.
Lider Partii Razem, Adrian Zandberg, tak odniósł się na Facebooku do złożenia wieńca przez premiera:
„Kult jednostki, która współpracowała z Gestapo, jest obrzydliwy moralnie. Ale gest Morawieckiego będzie miał też konsekwencje dyplomatyczne. Mówiąc wprost: czcząc takie postaci, Morawiecki kompromituje nas wszystkich i przyprawia Polakom metkę hitlerowskich kolaborantów. Być może dla pana premiera współpraca z gestapowcami jest akceptowalna. Ja pamiętam, że Armia Krajowa karała hitlerowskich kolaborantów wyrokiem śmierci. Być może Hubert Jura albo SS-Hauptsturmführer Paul Fuchs z Gestapo to bohaterowie premiera Morawieckiego. Moi nie. I myślę, że nie jestem w tym odosobniony".
To nie jedyna wpadka premiera Morawieckiego na przestrzeni ostatnich tygodni. Najpierw szef rządu wykazał się ignorancją, mówiąc w anglojęzycznym wystąpieniu, że w Katyniu polskich oficerów mordowali Niemcy. Następnie 16 lutego, dzień przed upamiętnieniem kolaborantów z NSZ, podczas konferencji Koerber Global Leaders Dialogue w Berlinie, powiedział, że „w 1968 r. nie było w ogóle Polski. Był reżim komunistyczny, który tak naprawdę paskudnie traktował Żydów. To wszystko to karygodny i błędny atak na dobre imię Polski. Musimy na to reagować, a ustawa, którą podpisał prezydent, trafiła teraz do Trybunału Konstytucyjnego".
Wychodzi więc z tego, że według zaprezentowanej przez premiera logiki, za pogrom odpowiadała… Moskwa. Ktoś jest zaskoczony?
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.