Interwencja może odnieść sukces na niewielkim obszarze, pod warunkiem ograniczenia celów politycznych, do których dąży (do takich przypadków można zaliczyć konflikty w Timorze Wschodnim, Sierra Leone, a częściowo w Kosowie). Jednak we wszystkich tych przypadkach sukcesowi pomagała realna alternatywa — czyli wiarygodna i uznawana przez społeczeństwo władza.
Jednak „jeśli chodzi o rozległe terytoria, interwencja, której celem jest ustanowienie jakiegoś abstrakcyjnego porządku politycznego, nie może działać” — mówi Brauman. Według „Le Temps” jest to wniosek, który można wyciągnąć z inwazji Zachodu do Iraku, Libii i Somalii.
Odnosząc się do wojny w Syrii i innych krajach arabskich, Brauman jest przekonany, że najlepszą rzeczą, jaką Zachód mógł zrobić, to pozwolić arabskim rewolucjom dokonać się samodzielnie. „Powiedzieć, że Arabowie są naszymi mniejszymi braćmi i potrzebują, aby poprowadzić ich za rękę drogą emancypacji, oznacza ich poniżenie” — przekonany jest działacz.
„Jesteśmy zmuszeni przyznać, że doświadczamy pewnego rodzaju intelektualnego zamieszania związanego z Syrią. Jednak, jak stwierdził Hubert Verdin (były szef francuskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych), my, ludzie Zachodu, powinniśmy uświadomić sobie, że nie mamy już możliwości tworzenia systemu politycznego, według naszych zachcianek” — konkluduje Brauman.