— Ilość ludzkich komórek w tym zarodku jest bardzo mała. Nigdy nie zamieniłby się w coś takiego, jak świnia czy owca z ludzką głową lub mózgiem. Średnio jedna na tysiąc lub dziesiątki tysięcy komórek „pochodziła od człowieka” – powiedział Hiro Nakauchi z Uniwersytetu Stanforda (USA).
Około 15 lat temu biolodzy zaczęli aktywnie dyskutować na temat tzw. ksenotransplantacji, czyli transplantacji narządów zwierząt do ludzkiego ciała. Aby wcielić tę ideę w życie – jak wcześniej wydawało się naukowcom – należało rozwiązać prostą kwestię, a mianowicie zmusić układ immunologiczny do zaakceptowania tych narządów.
Nakauchi oraz jego koledzy Juan Belmonte i Pablo Ross z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Riverside (USA) rok temu użyli tej samej metody, aby przybliżyć się do rozwiązania tej kwestii przeciwstawnym sposobem i wyhodować ludzkie organy do transplantacji w świniach.
Można je stworzyć, jeśli wprowadzi się do embrionu świni lub innego zwierzęcia komórki macierzyste człowieka w ściśle określonym momencie rozwoju, otrzymując tzw. chimerę – organizm z dwóch lub większej ilości zestawów różnych komórek.
Pierwsze chimery zarodków świni i człowieka – jak twierdzą Ross i jego koledzy – zawierały śladową „ilości człowieka” – jedynie jedna z 10 000 komórek „pochodziła” od Homo sapiens. Następnie naukowcy zaczęli przeprowadzać eksperymenty nie na świniach, które tradycyjnie uważa się za głównych kandydatów do roli „inkubatorów” przyszłych organów do transplantacji, a na owcach, mających podobne rozmiary.
Naukowcy twierdzą, że wciąż nie wiadomo, które organy będą kształtować ludzkie komórki i czy wpłyną one na wygląd i pracę układu nerwowego owcy. W tym celu należy przeprowadzić trwające około trzech miesięcy eksperymenty. Są one jednak o wiele bardziej problematyczne ze względu na kwestie moralno-etyczne.