Kongresmeni rzecz jasna nie odmówią: wojna cudzymi rękoma to sprawdzona strategia walki o amerykańskie interesy w zapalnych punktach planety. Do czego doprowadzi „nasycenie" regionu amerykańską bronią?
Jeszcze parę lat temu wojny hybrydowe uważane były za fundament zimnej wojny, ale jak sądzą eksperci w nieodległej przyszłości będą najczęstszym rodzajem konfliktów zbrojnych. Istnieje przy tym ryzyko, że przerodzą się w globalny konflikt wojskowy.
Historia zna wiele wojen zastępczych, ale dzisiejsze nabierają jakiegoś złowieszczego charakteru — powiedział Sputnikowi dyrektor Ośrodka Strategicznej Koniunktury Iwan Konowałow. — Ideologiczny konflikt zgasł, ale Stany Zjednoczone usiłują utrzymać pozycje światowego hegemona. W kontekście konfliktu z Rosją USA będą kierować opozycję przeciwko naszym sojusznikom, i niewykluczone że przeciwko nam samym.
„W Syrii (Amerykanie — red.) wspierają wszelkie siły występujące przeciwko legalnej władzy" — uważa Iwan Konowałow. Broń przekazywana jest niby umiarkowanej opozycji, ale okazuje się w rękach wściekłych bojowników, których same USA uważają za terrorystów. Dosłownie parę dni temu w czasie walk we Wschodniej Gucie terroryści Dżabhat an-Nusry zniszczyli buldożer Syryjskiej Armii z użyciem przeciwpancernego kompleksu TOW. Stany Zjednoczone nie kontrolują ani kierunku, w którym idą pieniądze, ani tych, którzy w konsekwencji otrzymują broń. I to bardzo niebezpieczne podejście".