Ale jak wiadomo, nadzieja matką głupich. Rok i trzy miesiące prezydentury Trumpa pokazały zgoła odmienny obraz. Do Afganistanu dosłano kilka tysięcy amerykańskich „boys", w Syrii i Iraku pojawiło się więcej „doradców" i „trenerów" lokalnych opozycyjnych armii, pogorszyły się stosunki z Rosją pomimo kilku rozmów „w przelocie" Trumpa z Putinem i ciągłych zapewnień na łamach Twittera, że „z Rosją warto iść ręka w rękę". Ostra początkowo krytyka NATO zamieniła się w delikatną i słabiutką reprymendę. Zjednoczona Europa okazała się oporna w wielu sprawach uważanych przez Trumpa za błahe. Zaś zamiast osuszyć bagno, Trump wlazł w nie po szyję i nie ma możliwości ruchu. Dwie obietnice Trump spełnił, mianowicie zablokował umowy pięciu państw z Iranem oraz wycofał się z porozumienia paryskiego w sprawie klimatu.
Przypomina to bardzo czasy Obamy, z tą jedynie różnicą, że jak dotąd Trump nie otrzymał pokojowej nagrody Nobla.
Tak więc Biały Dom stał się jastrzębim gniazdem. Z poprzedniego składu zespołu został tylko „Wściekły Pies" Mattis, który jak się zdaje jest wystarczająco jastrzębi, aby pasować do nowej załogi skupionej wokół prezydenta. McMaster został zastąpiony Johnem Boltonem, a Rex Tillerson byłym dyrektorem CIA, Mikiem Pompeo. Obaj panowie są nieprzejednanymi wrogami pokoju i ich nominacje nie wróżą niczego dobrego.
Rex Tillerson mianowany przez Trumpa na stanowisko sekretarza stanu na samym początku kadencji, jest rozważnym człowiekiem, zwolennikiem negocjacji i doskonałym dyplomatą. Przypomina tym Johna Kerry, który zaokrąglał kanty wariactwom Obamy. Lecz ta jego cecha od początku nie podobała się porywczemu i wojowniczemu Trumpowi, co wywoływało częste scysje. Zapewne czytelnicy Sputnika zauważyli, że doniesienia ze Stanów Zjednoczonych często były sprzeczne, ponieważ Tillerson starał się dyplomatycznie łagodzić, zaś Trump zaogniał to, co Tillerson wynegocjował. Tak było w sprawach Bliskiego Wschodu, Iranu i Korei.
Bolton pochodzi ze starej szkoły amerykańskiej polityki, która wyznaje zasadę „najpierw bombardować, a dopiero potem zadawać pytania" oraz „co za sens w zbrojeniach, jeśli tej broni się nie używa". Dyplomacja, umowy, traktaty, porozumienia międzynarodowe, to według niego strata czasu i środków, a powstrzymywanie się od wojny uważa za herezję. „Prawdziwi mężczyźni i prawdziwe państwa bombardują kogo chcą, kiedy chcą i p****lą konsekwencje" — to jeszcze jedna z jego zasad.
A więc pod wpływem Arabii Saudyjskiej i Izraela, Trump zmyślił bajeczkę o Iranie jako sponsorze finansującym i zaopatrującym w broń organizacje terrorystyczne, choć w rzeczywistości Iran faktycznie wspomaga jedynie Hezbollah, organizację libańską walczącą przeciwko terroryzmowi na terenie Syrii u boku rządowej armii syryjskiej, uznaną przez Izrael i SA za terrorystyczną. Te dwa państwa nakłoniły amerykańskiego prezydenta — który i tak od początku wykazywał animozję w stosunku do Iranu — aby „ukarał" Iran pod pozorem popierania światowego terroryzmu.
Za tym oczywiście poszły dalsze amerykańskie sankcje w związku z rozwojem irańskiej broni rakietowej oraz wiele innych działań, w tym jawnych prowokacji, dążących do zaognienia sytuacji. To między innymi tłumaczy strategię przedłużonej obecności Amerykanów w Iraku, Syrii i Afganistanie — chodzi tu o to, żeby w razie wybuchu wojny napaść na Iran z kilku stron na raz.
Kolonizacja tamtych terenów jest naczelnym celem działalności Mike Pompeo od czasów pierwszych wojen w Iraku. Pompeo, Bolton i Dick Cheney (jeszcze jeden jastrząb) planowali napaść na Iran niejako „przy okazji" wojen w Iraku, których byli projektantami, ale ich plany nie doczekały się realizacji. Na szczęście, bo Iran był jeszcze wtedy słaby i nie całkiem zorganizowany.
Jednak amerykańskie jastrzębie nie myślą zupełnie o tym jaki los zgotowałyby światu. Bolton mówi, że prawdziwi mężczyźni (tzn. „wyjątkowi" Amerykanie) p****lą konsekwencje. Liczy pewnie na to, że on nie ucierpi, bo schowa się w jednym z luksusowych bunkrów przeciwatomowych gdzieś głęboko pod ziemią. Czy to są ludzie poważni, czy banda rozpuszczonych bachorów?
Jak by na to nie patrzeć, Biały Dom, który miał być pokojowym azylem, stał się jastrzębim gniazdem, z którego pójdą w świat rozkazy masowej destrukcji i eksterminacji ludzkości. Początek już został zrobiony. Powstała następna plotka, tym razem o napadzie chemicznym Rosji na „Zjednoczone Królestwo".
1 marca Putin ostrzegł Zachód przed dalszą eskalacją wrogości w stosunku do Rosji. Pokazał niektóre, zaawansowane rodzaje broni w narodowym arsenale, o których Ameryce się nawet nie śniło. Na koniec powiedział: „Zachód nas nie słuchał. Teraz nas posłucha."
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.