Wiadomości TVP po raz kolejny nakarmiły swoją widownię kłamliwą informacją o zerwaniu przez mój rząd kontraktu na dostawy do Polski gazu z Norwegii. Prawda jest taka, że kontrakt norweski, czyli porozumienie polskiej i norweskich firm parafowane w obecności premierów obu krajów na trzy tygodnie przed wyborami parlamentarnymi w Polsce w 2001 roku od początku miał charakter propagandowy i obliczony był na efekt wyborczy.
Wbrew powielanym twierdzeniom kontrakt nie był umową międzyrządową. Mój rząd nie mógł więc zerwać czegoś, czego nie było. To co się kryje pod umową na dostawy norweskiego gazu to porozumienie między konsorcjum norweskim i polską firmą wydobywczą Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo S.A. Największym problemem była ilość i cena gazu, który polska firma miała kupić. Norwegowie chcieli, aby PGNiG importowało minimum 8 mld. metrów sześciennych, co było warunkiem opłacalności całego przedsięwzięcia.
Projekt upadł z powodu jego niewykonalności.
Potwierdza to komunikat PGNiG z 2 grudnia 2003, w którym po rozmowach z norweskim Statoil napisano:
„Wobec braku możliwości realizacji sprzedaży gazu na rynki skandynawskie, które miały wynosić ok. 3 mld m3 rocznie oraz braku możliwości ulokowania na rynku polskim dodatkowej ilości ok. 5 mld m3 gazu ziemnego rocznie, nie zostały spełnione podstawowe założenia ekonomiczne przedsięwzięcia. Dlatego też strony uznały, że brak jest przesłanek do realizacji umowy z dnia 03.09.2001r".
To wywołało retorsję ze strony rządu Buzka w postaci zmiany jej personalnego składu i w konsekwencji RN przyjęła kontrakt większością jednego głosu. Rada Nadzorcza zwracała też uwagę, że zakupy gazu norweskiego przy nadwyżkach gazu z Rosji oznaczałyby ograniczenie własnego wydobycia. Poważnie rozpatrywano taki wariant, co byłoby wyrokiem śmierci na polskie firmy gazownicze.
Na absurdalność całego przedsięwzięcia zwracali uwagę liczni obserwatorzy i eksperci. Waldemar Kuczyński były minister w rządzie Tadeusza Mazowieckiego i główny doradca ekonomiczny Jerzego Buzka pisał w „Polityce", że „wariant norweski jest najgorszy z możliwych, a przede wszystkim nierealny. Najbardziej wątpiącymi w jego wykonalność byli sami Norwegowie".
W. Kuczyński na Facebooku w dniu 22 marca 2014 ujął to jeszcze dosadniej pisząc, że: "Pomysł rurociągu z Norwegii powstał wyłącznie pod wpływem politycznej fobii antyrosyjskiej w kręgu ważniejszych niż ja doradców premiera, którym on uległ. I dodam bez jakichkolwiek ekonomicznych analiz celowości na tle innych sposobów dywersyfikacji".
W ich wyniku dostosowano dostawy do rzeczywistych potrzeb zmniejszając ilość zakontraktowanego paliwa o 27 procent i oszczędzając tym samym w kasie państwa około 5 mld. dolarów. Zapewniono, że Polska nie będzie miała niedoboru gazu, jak i to, że nie grozi nam jego nadmiar, za który musielibyśmy zapłacić. Zwiększono także ilości punktów odbioru na granicy wschodniej.
Tak wygląda historia kontraktu norweskiego, który w swej intencji miał jedynie poprawić szanse wyborcze AWS w 2001 roku i który do dziś służy politycznej propagandzie i walce wyborczej.
Leszek Miller, były premier RP
Tekst jest publikowany za zgodą autora. Oryginał pierwotnie ukazał się na stronie Inna-polityka.pl.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.