Przedstawiciel rosyjskiego kościoła prawosławnego odwiedził pod koniec marca Irak, gdzie spotkał się z władzami republiki i kurdyjskiej autonomii, a także przedstawicielami różnych prądów religijnych. Na tych spotkaniach, jak mówi, podnoszono wiele kwestii dotyczących projektów w sferze humanitarnej.
„Mowa o dziesiątkach tysięcy ludzi, którzy opuścili domostwa w dolinie Niniwy. Sytuację komplikuje też to, że dany region Iraku kontrolowany jest zarówno przez bagdadzki rząd, jak i siły kurdyjskiej autonomii. Mosul, który jest centrum tego obwodu, kontrolowany jest przez rząd, ale sama dolina, położona na północ od niego — przez Kurdów. Tam jest bardzo zawiła sytuacja. Często nie wiadomo, kto w ogóle odpowiada za bezpieczeństwo i kontroluje te czy inne osiedle" — powiedział Igumnow.
„My na przykład odwiedzaliśmy chrześcijański obóz dla uchodźców w Irbilu, obliczony na półtora tysięcy rodzin. To jeden z obozów, są ich dziesiątki. Niestety dzielą się według kryterium przynależności wyznaniowej. Właśnie z tego obozu połowa rodzin wróciła do swych domów — mowa przede wszystkim o Kara Kusz i innych pobliskich miejscowościach. To miejsca, w których działa chrześcijańska milicja. Wielu innych uchodźców, choć ma formalną możliwość powrotu, nie decyduje się na to, dlatego że na przykład w Mosulu bezpieczeństwa nikt nie gwarantuje" — powiedział przedstawiciel Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.
Choć w obozach utworzono minimalne warunki mieszkalne, żyjący w nich ludzie „odczuwają trwogę i brak nadziei". Hieromnich porównał sytuację w Iraku z sytuacją w Syrii, gdzie „mimo wszystko naród ma nadzieję i wierzy w to, że prędzej czy później wojna dobiegnie końca", podczas gdy tragedia chrześcijan z Iraku trwa „co najmniej od 2003 roku".