Prawdziwe uroczystości rozpoczęły się z samego rana dnia następnego. Rano odprawiono mszę w intencji „poległych", by wieczorem odprawić ją ponownie. Prezydent złożył kwiaty na Powązkach Wojskowych, gdzie znajdują się groby wielu ofiar katastrofy oraz pomnik im poświęcony.
Uroczystość odsłonięcia „schodów do nieba" przyciągnęła za to dziesiątki tysięcy ludzi z Warszawy i całej Polski. Ostatni raz takie tłumy przy schodach można było zobaczyć, gdy oddawano do użytku Domy Towarowe Centrum z ruchomymi elektrycznymi schodami, którymi na otwarciu Warszawiacy jeździli w górę i w dół. Te nowe czarne chyba nie działały. Ba, zwykli ludzie nie mogli się do nich nawet zbliżyć. Nie przemawiał z nich też jak zapowiadali złośliwcy prezes Kaczyński. Może dlatego, że pierwszy stopień znajduje się na wysokości metra?
Cały plac otoczono barierkami, których pilnowało kilka tysięcy policjantów. Coś tam na placu się działo, jak mówili mi ci, którzy transmisję uroczystości oglądali w telewizji. W pewnym momencie było widać nawet, że schody oddano do użytku, gdy spadło z nich biało-czerwone okrycie. Przemawiał Prezes, a zaraz po nim Prezydent Polski. Można było ich z daleka dostrzec na telebimie. Niestety nic usłyszeć się nie dało, bo tylko wybrańcy, posiadający na szyi identyfikator z konturem czarnych schodów, mogli się znaleźć na placu. Do zgromadzonego w Ogrodzie Saskim tłumu praktycznie żaden dźwięk, poza jakimś bełkotem, nie docierał.
Wznosili okrzyki „Plac Piłsudskiego, nie Kaczyńskiego!". Obok mnie dwóch Niemców kręciło głowami i jeden do drugiego mówił: Nein, nein! Adolf Hitler Platz! Rzeczywiście taką nazwę plac nosił w latach 1940-1945. Być może nawet dwaj starsi Niemcy mieli rację, skoro żadnego wyzwolenia Warszawy w 1945 roku nie było? Na to patrioci odpowiadali im: „Precz z komuną", „Kreml wam płaci" i oczywiście „Raz sierpem, raz młotem czerwona hołotę". Obywatele RP nie pozostawali dłużni i podchwytując antylewicową retorykę „patriotów", krzyczeli „Precz z komuną… kaczystowską".
Ok 21:30 ludzie zaczęli się rozchodzić. Idąc słabo oświetlonym Ogrodem Saskim, odwracając się można było zobaczyć poświatę placu i migające policyjne koguty. Jeszcze przy Marszałkowskiej słychać było głos prezesa. Nadal niestrudzenie przemawiał.
Zapraszam do obejrzenia mojej relacji wideo.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.