— Skąd pomysł, żeby zrobić wystawę polskiego i czechosłowackiego designu?
— Dlaczego polski i czechosłowacki? Dlaczego nie polsko-węgierski albo polsko-serbski?
— Co dotyczy stylu: czy został w książkach z historii designu i na zdjęciach starszych ludzi, czy dalej jest popularny w naszych czasach?
— Bardzo popularny, to wszystko wróciło. Jesteśmy, mniej więcej, 30 lat po zmianach ustrojowych i przez bardzo długi czas te produkty kojarzyły się z taką beznadzieją, pamiętano to, co działo się w latach 80., wielki kryzys polityczny, te przedmioty były z lat 60., już w latach 80. miały po 20 lat. Więc one były gdzieś pochowane na strychach albo w piwnicach, albo były wstawione w niezbyt atrakcyjne wnętrza. Dopiero po pozbawieniu ich kontekstu i docenieniu formy osobno, bez właśnie takich wnętrz, w których giną, doceniono ich formę z powrotem. W tej chwili żadna modna kawiarnia nie odbędzie się bez foteli z lat 60.
— Jak często takie wystawy będą odbywać się w Moskwie?
— Być może w przyszłości chciałby Pan porównać polski i rosyjski design?
— To może być bardzo ciekawe, teraz wiem, że dzięki Moskiewskiemu Muzeum Designu odbywa się wystawa w Brukseli sowieckiego designu tego czasu i tam też można znaleźć wiele nawiązań takich zachodnich, poodwilżowych. U mojej cioci stoi maszyna z Tuły, która wygląda jak amerykańskie samochody albo parowozy, to też jest bardzo ciekawe.
