W swoich próbach uregulowania rosyjskiego segmentu Internetu władza może go po prostu popsuć. Wystarczyła jedna decyzja sędzi Julii Smolinej o blokadzie tego komunikatora wydana 13 kwietnia 2018 roku. Już 16 kwietnia, nie doczekawszy się rozpatrzenia apelacji, Roskomnadzor zaczął systemowo wypierać Telegram z rosyjskiej przestrzeni internetowej.
Skalę prześladowań można określić na podstawie następujących cyfr. Jak tylko zablokowano pierwsze podsieci, Messenger przekierował swoje serwery na nowe adresy IP, ale regulator nie przestał ich blokować. Przed 19 kwietnia zbanowano już 18 milionów adresów IP, choć w poprzednich latach pracy Roskomnadzoru zablokowano tylko 38 tysięcy. Roskomnadzor uznał za możliwe zablokowanie adresów IP, z których korzystała amerykańska korporacja Amazon.
Pod ostrzałem znalazło się ponad 650 tysięcy adresów sieciowych. Buntowniczy Telegram nie przestawał zmieniać adresów IP, uzyskując je od serwisów w chmurze Amazon Web Services i Google Cloud, aby obejść blokady. 22 kwietnia rosyjscy użytkownicy Internetu zetknęli się z problemami przy korzystaniu z amerykańskiej wyszukiwarki Google i niektórych jego serwisów. Na liczne skargi ze strony użytkowników przedstawiciele Roskomnadzoru oświadczyli, że przedsiębiorstwo Google nie zaspokoiło żądań regulatora i nie przestaje zezwalać serwisowi Telegram Messenger Limites Liability Partnership na korzystanie ze swoich adresów IP.
Roskomnadzor wniósł do rejestru informacji zakazanych szereg adresów IP serwerów Google, z których korzysta Telegram w Rosji.
Zaciekła walka Roskomnadzoru ma związek z pryncypialnym stanowiskiem państwa, które nie chce dopuścić do pojawienia się w bazie messengera systemu płatniczego Gram, którego powstanie zapowiadał Paweł Durow. Ironia polega na tym, że Telegram wciąż działa, gdy tymczasem upadło wiele rosyjskich banków, amerykańskie Google i Amazon.