— Połowa „pokolenia millenialsów w USA nie wie, czym było Auschwitz, a co piąty przedstawiciel tego pokolenia nigdy nie słyszał o Holokauście. Dziś to nie jest wymagane do ukończenia szkoły średniej w stopniu, w jakim powinno być. (…) To powinno być częścią nauk społecznych w każdej publicznej szkole średniej w tym kraju — stwierdził reżyser.
— Prawdopodobnie zostanę aresztowany w Polsce, gdy pojadę tam następnym razem, za to co powiedziałem — odkąd uchwalili swoje prawo — podsumował po zastanowieniu reżyser.
Redaktor naczelny tygodnika „Wprost" Jacek Pochłopień skomentował wypowiedź Spielberga: „Nie wykazał się odpowiedzialnością za słowo. To nie buduje klimatu zaufania. Historie opowiadane przez postać tej miary obiegają świat. Oto okazuje się, że są w Polsce zwolennicy Hitlera… Są? Oczywiście, pojedyncze jednostki niespełna rozumu, jak w wielu krajach świata. Jednak podniesienie takiego incydentu do rangi historii, którą warto opowiadać, tworzy wrażenie, że jest ona reprezentatywna, że jest to pogląd, na który warto w Polsce zwrócić uwagę. Postać tej miary powinna ważyć słowa".
Natomiast przytomnie zabrzmiał głos Johnny'ego Danielsa, szefa Fundacji From the Depths. Daniels, przedstawiciel środowiska żydowskiego w Polsce, murem stoi za Mateuszem Morawieckim. Aktywnie uczestniczy w debacie pomiędzy Polską i Izraelem. Jest tak medialny, że nadano mu nawet ironiczny przydomek „nieformalnego doradcy rządu od spraw żydowskich".
Ale jego wypowiedzi pełne są trafnych spostrzeżeń.
— Spielberg rozumiał, iż to, co powiedział, odbije się w Polsce głośnym echem — powiedział Daniels dla Polskiej Agencji Prasowej. — Jesteśmy winni Spielbergowi podziękowania i uznanie za przekazanie światu wiadomości o Holocauście, którą zawarł w "Liście Schindlera". Jednak jego ostatnia wypowiedź świadczyła o absolutnym braku zrozumienia, po co i dlaczego ten film powstał, a także niezrozumienia powodów, które za nim stały. Musimy być krytyczni wobec wypowiedzi reżysera, ale powinniśmy być również krytyczni w kwestii komunikacji.
Panie premierze, może czas zmienić definicję „dbałości o dobre imię Polski"?
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.