Mieszkańcy Ożarowa wykazali się wnikliwością: zasypywali ministra pytaniami o szkody, jakie wyrządziła wycinka Puszczy Białowieskiej. Domagali się odpowiedzi na pytanie, kto na niej skorzystał — i dlaczego znowu ojciec Rydzyk. Nie dali sobie wmówić, że wycinka uratowała Puszczę przed niechybną zagładą ze strony kornika drukarza. Na koniec zaś jedna z uczestniczek spotkania podarowała Janowi Szyszce malutki słoiczek. Z prezentem. W środku był kornik drukarz, zebrany w posiadłości ministra w Tucznie.
Jednym słowem, wyborcy ośmieszyli aroganckiego polityka, który przyjechał na prowincję i myślał, że zamieszkały tam „ciemny lud wszystko kupi".
Z tego wynika, że decyzja o odsunięciu Jana Szyszki z urzędu była jednym z najsłuszniejszych posunięć politycznych w tej kadencji. Szyszko wielokrotnie sprzeciwiał się władzom partii na antenie Radia Maryja. Upierał się, że ma całkowitą rację, idąc na udry z Unią Europejską i tnąc Puszczę Białowieską na kawałki. Kiedy prezes Kaczyński w 2016 mówił, że jest przeciwny szaleńczej wycince drzew na prywatnych posesjach i że „lex Szyszko" musi zostać zmienione, minister przekonywał, że jego pryncypał się myli. Kiedy Kaczyński deklarował zielone światło dla zamknięcia branży futrzarskiej, Szyszko stawiał się, twierdząc, że „futra zwierząt są dobrym produktem".
Swoją butę demonstrował wobec elektoratu i wobec przełożonych. Nie dziwne więc, że został zmarginalizowany. Choć temu faktowi też usiłuje zaprzeczać.
Ale faktem jest, że zarówno on, jak i Antoni Macierewicz to dziś politycy zmarginalizowani po rekonstrukcji rządu, szukający wsparcia u toruńskiego kapłana-biznesmena.
Oto krótka historia o tym, jak posypka czekoladowa pokonała polityka partii rządzącej 38-milionowym krajem.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.