W 1983 roku cząsteczka farby zostawiła wgniecenie na korpusie amerykańskiego wahadłowca „Challenger", w 2006 roku kosmiczny złom uszkodził termoregulację rosyjskiego satelity „Ekspres AM11". Innorodne ciało wielkości zaledwie jednego centymetra uszkodziło antenę teleskopu „Hubble". Międzynarodowa stacja kosmiczna dokonuje średnio pięciu manewrów rocznie, żeby uniknąć zderzenia ze złomem. Z tego samego powodu satelita „Kanopus B" musiał dwa razy w ciągu jednego roku dokonać zmiany orbity.
Na dany moment, na niskich, okołoziemskich orbitach znajduje się prawie milion technogennych przedmiotów. Ich masa oceniana jest na osiem tysięcy ton. Spośród nich monitorowanych jest mniej niż pięć procent. Według danych USA z Ziemi obserwowanych jest 18 tysięcy obiektów kosmicznego złomu. Takie same dane przedstawił na Radzie Kosmicznej Rosyjskiej Akademii Nauk członek korespondent Rosyjskiej Akademii Nauk Boris Szustow z Instytutu Astronomii. Według jego słów jednocentymetrowe fragmenty to potencjalni zabójcy aparatów kosmicznych.
Niebezpieczeństwo przedstawia też upadek kosmicznego złomu na Ziemię. Choć trajektorię udaje się obliczyć tak, żeby do zderzenia z powierzchnią dochodziło w pustynnych miejscach, utrzymuje się prawdopodobieństwo incydentów.
Najwięcej kosmicznego złomu powstaje na skutek destrukcji i zderzenia orbitalnych aparatów. Ponadto orbitę zaśmiecają zużyte stopnie i bloki rakiet nośnych, niedziałające już satelity, fragmenty oderwane na skutek startu.
Na USA, Rosję i Chiny przypada 93% kosmicznych śmieci. Ich ilość zwiększa się co roku o cztery procent.
Nicholas Johnson, odpowiedzialny za ten problem w NASA, zaproponował wysłanie do kosmosu ogromnego balona NERF o średnicy 1,8 km, wypełnionego aerożelem. Jego porowata powłoka będzie przepuszczać małe fragmenty, które będą wytracać w nim prędkość, w wyniku czego spłoną w atmosferze. Problem w tym, że sam balon szybko zejdzie z orbity i ulegnie spaleniu. Co więcej, za sprawą jego dużych rozmiarów jest wielce prawdopodobne, iż ulegnie zderzeniu z działającym aparatem kosmicznym.
Japończycy wymyślili projekt elektrodynamicznej sieci, do której trafia zużyty satelita. Przy starcie doczepia się do niej szpulę z kablem. Po zakończeniu misji kabel rozwija się, pole magnetyczne Ziemi wytwarza w nim prąd elektryczny, a siła Lorentza popycha satelitę do atmosfery, gdzie ulega spaleniu.
Jak na razie kosmiczny złom obserwowany jest z powierzchni Ziemi, gdzie podejmowana jest próba określenia jego potencjalnego zagrożenia. Szczególna uwaga zwracana jest na orbity, gdzie lata najwięcej aparatów.
Według danych Ministerstwa Obrony w Rosji orbitę obserwuje pięćdziesiąt teleskopów, które składają się na System Kontroli Przestrzeni Kosmicznej. One prowadzą siedem tysięcy odłamków na niskich orbitach i około sześciu tysięcy na wysokich orbitach. W ich polu widzenia znajduje się co najmniej półtora tysiąca aparatów kosmicznych.