W Polsce środowiska dziennikarskie śledzą sytuację w poczuciu grozy — wiedzą, że nastroje w naszym kraju są podobne. Rusofobia urosła już do rangi młotka, którym można okładać po głowach całe grupy zawodowe — analityków, politologów, medioznawców, dziennikarzy. Ludzi, którzy po prostu rzetelnie wykonują swoją pracę, i mają to nieszczęście, że poruszają się na tematycznym polu, które szczególnie elektryzuje naszą władzę.
Moim rozmówcom zadałam mniej więcej te same pytania: o to, czy zatrzymanie Wyszynskiego było prowokacją międzynarodową wymierzoną w Rosję; o to, czy zarzuty prokuratora generalnego Jurija Łucenki — sformułowane jako świadczące o zdradzie stanu, nie są przypadkiem zwykłymi dziennikarskimi obowiązkami, które codziennie wykonuje każdy z nas (przypomnijmy, Wyszynskiemu zarzucono, że „przygotowywał materiały usprawiedliwiające rosyjską aneksję Krymu i działania separatystów w Donbasie. Według SBU Wyszynski, obywatel Ukrainy, przy którym podczas rewizji znaleziono także rosyjski paszport, pracował na zlecenie Rosjan, otrzymując za to od nich pieniądze"), wreszcie o pojęcie „wojny hybrydowej".
— To świetna karta przetargowa — twierdzi publicysta. — Ukraińskie służby miały bardzo konkretny plan: teraz mają w ręku kartę przetargową, by negocjować wymianę jednego na drugiego. To de facto szantaż.
Maciej Wiśniowski, redaktor naczelny portalu Strajk.eu twierdzi natomiast, że zatrzymanie red. Wyszynskiego było przede wszystkim naruszeniem zasady wolności słowa i w takim kontekście należy je rozpatrywać. Wzywa też w takich przypadkach do bezwarunkowej dziennikarskiej solidarności, nawet jeżeli trzeba stanąć w obronie dziennikarza, z którym na co dzień się nie zgadzamy i który reprezentuje redakcję o zupełnie innej linii.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, wieloletnia dziennikarka tygodnika „Nie" Jerzego Urbana, ma na ten temat podobne zdanie: — Kirył Wyszynski padł ofiarą polityki ukraińskich władz, które przyznają sobie prawo do cenzurowania debaty publicznej w imię „bezpieczeństwa państwa". Nie jest to zresztą nadużycie wyjątkowe dla Ukrainy — wolność, w tym wolność słowa, wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji jest pierwszą ofiarą walki o „bezpieczeństwo" — nie tylko w kraju o tak wątpliwych standardach demokratycznych jak Ukraina.
Nie dalej niż miesiąc temu z Polski wydalono kilku obywateli Federacji Rosyjskiej, którym zarzucono „kwestionowanie i podważanie polskiej polityki historycznej i zastępowanie jej narracją rosyjską"; ABW z dumą obwieściła, iż wraz prokuraturą prowadzi działania przeciwko Polakom współpracującym z wydalonymi Rosjanami przy tym procederze. Nikt z polskich polityków opozycyjnych nie uznał za stosowne odnotować, iż polski kodeks karny nie przewiduje przestępstwa „kwestionowania polskiej polityki historycznej", czy „konsolidacji środowisk prorosyjskich" — a wręcz przeciwnie, posiadanie i głoszenie własnych poglądów jest jednym z podstawowych praw człowieka.
— Wojna jest pojęciem jasno sformułowanym w prawie międzynarodowym i wiąże się z prowadzeniem konfliktu zbrojnego. „Wojna hybrydowa" to niemający żadnego umocowania w prawie termin publicystyczny, używany do eliminowania z debaty publicznej głosów niezgodnych z oficjalną propagandą — co, z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa jest znacznie groźniejsze niż jakikolwiek nieprawomyślny przekaz. Podważa bowiem istotę demokratycznego państwa, którego fundamentem jest prawo obywateli do niezgadzania się z władzą.
Sekretarz generalny partii Zmiana Tomasz Jankowski widzi w zatrzymaniu szefa RIA Novosti Ukraina przede wszystkim analogię do sytuacji Mateusza Piskorskiego, od dwóch lat przebywającego w areszcie. Szef Zmiany dopiero niedawno usłyszał zarzuty — podobne do tych, które sformułował wobec Wyszynskiego prokurator generalny Ukrainy.
— W moim przekonaniu najnowsza historia Wyszynskiego to tylko i aż kolejna próba przeciągania liny ze strony antyrosyjskich jastrzębi, którzy w ten sposób sprawdzają na ile mogą sobie pozwolić. Tego rodzaju sprawy nie są niczym nowym, że przywołajmy tu przykład Mateusza Piskorskiego, którego rzecznik ABW wprost „oskarża" o „próbę założenia partii politycznej". Oczywiście Wyszynski był tu podobnie „wygodnym" celem bo w bliźniaczy sposób negował tzw. rację stanu, w tym wypadku ukraińską, która definiowana jest aktualnie podobnie jak polska — czyli zabezpieczanie interesów amerykańskich — twierdzi sekretarz generalny Zmiany.
O pojęciu wojny hybrydowej młody polityk mówi tak: — To zwyczajna propaganda, stworzona na potrzeby zamykania ust niewygodnym przeciwnikom. Żaden z publicystów nie potrafi go nawet zdefiniować. To jak goebbelsowskie kłamstwo, powtórzone tysiąc razy. Dodatkowo, skoro już przy klasyce jesteśmy, warto w kontekście redaktora Swiridowa przywołać „Proces" Kafki, czyli sytuację w której nikt nie wie o co chodzi. Najwidoczniej po prostu kręgi neokonserwatywne zorientowały się, iż w erze internetu i powszechnej dostępności do wiedzy — nie są w stanie inaczej niż za pomocą nowoczesnej cenzury zapewnić sobie monopolu na informację. Kiedyś było to łatwiejsze.
Wojna hybrydowa to według niego usprawiedliwienie postępującej militaryzacji świata zainicjowanej przez USA. Zatrzymanie Wyszynskiego porównał do sytuacji wydalania z Polski Rosjan oskarżonych o wspieranie obcych interesów — w obydwu przypadkach proamerykański akt lizusostwa naszych władz i narzędzie do zastraszania. Dochodzi do tego, że publikacje, z których wymową nie zgadzają się rządzący, są blokowane lub cenzurowane, zaś ich autorzy mają nieprzyjemności (sam doświadczył ich wielokrotnie). Mój rozmówca przewiduje, że w Polsce również może dojść do zamykania za kratami ludzi o poglądach innych niż obecnie obowiązujące.
Twierdzi, że dziś uniemożliwia się wykonywanie zwykłych obowiązków politologom, kulturoznawcom, analitykom, motywując „wojną hybrydową" — wymysłem naszych czasów.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.