Nie pomogły barierki, patrole policji, ograniczenie wydawania jednorazowych przepustek i Straż Marszałkowska. Kilku śmiałkom udało się wedrzeć na teren parlamentu podczas prac nad ustawami. Ktoś napisał na ścianie Sejmu sprejem „Czas na sąd!". Działacze skarżyli się na brutalność policji i Straży Marszałkowskiej. Skuta kajdankami i spisana została między innymi aktywistka Strajku Kobiet i literaturoznawczyni Klementyna Suchanow.
— Wczoraj kilkoro polityków poważnie naruszyło nie tylko reguły porządkowe, ale także zaufanie, które jest zasadniczą częścią współpracy parlamentarzystów ze strażnikami marszałkowskimi oraz urzędnikami Kancelarii Sejmu — powiedział w czwartek 19 lipca Andrzej Grzegrzółka, dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu. Wwiezieni zostali ponoć Paweł Kasprzak i Wojciech Kinasiewicz, działacze Obywateli RP.
Jeden z „przemyconych", Paweł Kasprzak, powiedział Wirtualnej Polsce, że jest dumny ze swojej akcji dywersyjnej:
— Ten sukces ma wielu ojców. Nie dało się wjechać samochodem normalnie, ponieważ służby zaglądały do samochodów, więc trzeba było spróbować tak. Głupi pomysł? Dlaczego? Głupie jest to, co wyprawia od dwóch lat marszałek Kuchciński. To łamanie podstawowych praw obywatelskich. Każdy z nas ma prawo do nadzoru prac parlamentu. Obywateli można pozbawić praw wyłącznie wyrokiem sądu, nie ma do tego prawa marszałek Kuchciński.
Akcja posłów jest wybitnie przeciwskuteczna. Ani nie pomogła Małgorzacie Gersdorf, ani nie powstrzymała posłów przed wprowadzeniem swoich reform, przeciwnie — dała im pretekst do szczegółowej kontroli wszystkich pojazdów, a być może i wprowadzenia kolejnych przywilejów dla Straży Marszałkowskiej. Już wcześniej została przez PiS dozbrojona. A granica pomiędzy protestem obywatelskim a zwykłym wandalizmem jest bardzo cienka.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.