Polskie prawo działa tak, że ambasador nie może łączyć tej funkcji z zasiadaniem w poselskich ławach. „Z dniem mianowania lub powołania" jego mandat wygasa. W związku z tym Marszałek Sejmu powinien „niezwłocznie" (czyli zwykle w ciągu kilku dni) ogłosić, jaki jest stan faktyczny i potwierdzić wygaśnięcie. Tymczasem w przypadku Marka Kuchcińskiego „niezwłocznie" zostało zinterpretowane jako prawie miesiąc. Zajęło mu to dokładnie 27 dni. Marszałek z PiS ogłosił wygaśnięcie mandatu posła Głębockiego (żeby nie było: „z dniem 5 czerwca") dopiero 2 lipca. W tym czasie jednak PiS dostało dodatkowe glosy w swoich sprawach od osoby nieuprawnionej.
„Od początku tej kadencji Sejmu wygasły mandaty 15 posłów" — pisze autor notki. — „Zwykle działa to bardzo prosto: zachodzi okoliczność, która według przepisów powoduje wygaśnięcie mandatu, a najdalej dzień-dwa potem Marszałek Sejmu wydaje postanowienie. (…) Jak to się stało, że poseł-nieposeł Głębocki dzień później przewodniczył obradom Komisji ds. Unii Europejskiej? Jak to się stało, że poseł-nieposeł Głębocki uczestniczył w głosowaniach jeszcze 6, 7 i 15 czerwca?".
Jednocześnie jednak nie miał pewności, czy poseł PiS rzeczywiście złamał procedury. Istnieje bowiem jeszcze jedna przesłanka: mianowanie na ambasadora, aby było ważne, wymaga podpisu (tzw. kontrasygnaty) zarówno mianującego prezydenta, jak i premiera. Autor strony nie wiedział, czy w dniach, kiedy Głebocki głosował, Mateusz Morawiecki podpisał już dokument, czy jeszcze nie. Powstała prawnicza zagwozdka. Autor uczciwie przyznał, że nie ma pełnej wiedzy na ten temat:
Ale problem ten szybko rozwiązał inny internauta- autor bloga Konstytucyjny.pl, doktorant prawa konstytucyjnego na Uniwersytecie Jagiellońskim, Maciej Pach.
„Nasuwają się więc następujące pytania. Dlaczego Markowi Kuchcińskiemu tak wiele czasu zajęło wydanie standardowego postanowienia? Dlaczego dopuścił do udziału w głosowaniach posła, którego mandat wygasł? Jakie skutki dla ważności 175 głosowań, w tym dotyczących uchwalenia ustaw lub podjęcia uchwał, wywołuje uczestnictwo osoby nieuprawnionej?" — podsumowuje Pach na swoim blogu.
A internet ochrzcił Konrada Głębockiego „posłem Schrödingera".
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.