„Pracuję w straży pożarnej od 19 lat i nigdy nie widziałem czegoś podobnego” — powiedział Sputnikowi prezes Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej Makis Tsiugris.
Z zespołem 10 osób pan Tsiugris przebywa na pogorzelisku od świtu. Obraz, który opisuje, jest przerażający:
Większość domów jest zniszczona, setki samochodów blokują ulice, uniemożliwiają ludziom ucieczkę, przez co ci sieją panikę.
Pan Tsiugris uczestniczył również w oględzinach spalonych domów i widział ciała osób, które znalazły się w pułapce i których dosięgnęła tragiczna śmierć. Podkreślił, że chociaż ogień zniknął, poszukiwania będą kontynuowane. „Poszukiwania trwają, ponieważ wciąż nie wszyscy ludzie zostali odnalezieni. Nadal mamy dużo pracy”.
Brał także udział we wczorajszej walce z pożarami. „Sytuacja była tragiczna. Krajobraz jak po bombardowaniu” — mówi, podkreślając, że jego zdaniem strażacy zrobili wszystko, co było w ludzkiej mocy.
„Wszyscy starali się odjechać samochodami, było zamieszanie i stąd tak wiele ofiar. Ktoś próbował wsiąść do samochodu, ktoś na odwrót — próbował się wydostać, ludzie zderzali się, przeszkadzali sobie nawzajem przejść, a wszystko to w sytuacji pożaru i paniki. To właśnie panika w dużym stopniu przyczyniła się do tragicznego wyniku, który obserwujemy” — mówi prezes Stowarzyszenia Ochotniczej Straży Pożarnej.
Zapytany, czy w takich przypadkach warto było dotrzeć na plażę, powiedział, że mieszkańcy Mati „nie mieli wyboru, ponieważ cały region płonął”.
Niestety ogień dotarł do plaży, wiele osób prawdopodobnie straciło przytomność od gęstego dymu, niektórzy rzucili się do morza, aby się ratować. To był skrajny przypadek, nigdy czegoś podobnego nie widziałem — opisuje Tsiugris.