— Premier Węgier Viktor Orban wygłosił wykład dla Węgrów zamieszkałych w Siedmiogrodzie w ramach dorocznego Letniego Uniwersytetu. Dokonał tam poważnej refleksji nad sytuacją polityczną i cywilizacyjną na kontynencie europejskim. Zakładam, że naszym odbiorcom bliskie będą szczególnie niektóre tematy — na przykład, jak premier Orban widzi sytuację u najbliższego sąsiada, na Ukrainie. Czy Pan podziela jego wizję?
— Tutaj też jego spojrzenie jest mi bliskie. On uważa stosunki, jakie forsuje Unia Europejska z Rosją, za anachronizm ze strony UE. Ciągłe granie sankcjami, cały czas polityka nieprzyjazna, nieodpowiadanie na propozycje rosyjskie dotyczące bezpieczeństwa ogólnego. On uważa, że na dłuższą metę taka polityka jest polityką błędną i proponuje całkowitą jej zmianę.
Orban dokonuje takiego podziału na kraje, które mogą czuć się zagrożone przez Rosję i pozostałe. Jego zdaniem zwłaszcza te pozostałe powinny jak najwcześniej porzucić politykę sankcji i w ogóle politykę nieprzyjazną wobec Rosji. Inne kraje, czyli, które są zagrożone, to są kraje bałtyckie i Polska.
— Problemy cywilizacyjne premier Orban wypunktował w rozdziale swego wykładu „zachodnia cenzura i problemy demokracji". Na co Pan zwrócił szczególną uwagę?
Mam na myśli poprawność polityczną, która doprowadza już do absurdu. W każdym razie jest to forma cenzury bardzo niebezpieczna, która wyklucza ludzi myślących inaczej nie tylko z dyskursu politycznego, ale w ogóle ze sceny politycznej. Druga sprawa, o której on mówi, to jest odcięcie się, odwrócenie się plecami od swoich korzeni, korzeni chrześcijańskich. Taką jest niewątpliwie tradycja Europy Zachodniej.
A w zamian proponuje się ideologię multikulturalizmu, co jest związane z polityką imigracyjną. Przedstawicieli innych kultur z Afryki, Bliskiego Wschodu przyjmuje się na zasadzie, że gospodarz nie ma nic do powiedzenia. Gospodarz musi ugiąć się wobec polityki multikulturalizmu, polityki porzucenia własnych korzeni. Orban zdecydowanie wypowiada się przeciwko temu, i tylko mogę wyrazić swój głos poparcia dla takiego stanowiska.
— W Polsce też formalnie nie ma cenzury. Natomiast pewne ośrodki polityczne i nie tylko ośrodki wpływu starają się forsować tę poprawność polityczną na wzór zachodni. A z kolei obecny obóz rządzący też nie nazywając tego cenzurą forsuje punkt widzenia przede wszystkim na politykę wschodnią, ale też w stosunku do naszych relacji ze Stanami Zjednoczonymi, że można mieć tylko taki pogląd, jak ośrodek rządzący określa swoją władczą decyzją.
Ci, którzy służą — dziennikarze, politycy, którzy są związani z obozem władzy i podpierają tę politykę- oni idą dalej. Nikt tego z rządu nie powie, albo powie to w sposób zawoalowany. Natomiast publicyści idą dalej i mówią, że ci, którzy myślą inaczej, mówią inaczej, którzy proponują coś innego na kierunku wschodnim, są zdrajcami.