Wojna jądrowa może wybuchnąć absolutnie przypadkowo — pisze amerykańskie czasopismo The National Interest, powołując się na ostrzeżenia waszyngtońskiego ośrodka analitycznego. Warunki dla takiej sytuacji tworzą same Stany Zjednoczone, których dowództwo kontroluje broń jądrową i niejądrową za pomocą jednakowych systemów. W wyniku tego łatwo jest popełnić błąd i potraktować każdy atak jako próbę ataku jądrowego, co może z kolei wywołać "adekwatną" odpowiedź.
Sytuację komplikuje również to, że w celu wprowadzenia przeciwnika w błąd te rodzaje broni czasem są instalowane obok siebie w taki sposób, że są one "przemieszane". Autor publikacji The National Interest oskarża o to Rosję i Chiny. Stwierdza, że jeśli Stany Zjednoczone postanowią zaatakować konwencjonalną rosyjską broń, Rosja może potraktować to niewłaściwie i przyjąć, że celem ataku jest broń jądrowa.
Ale dziwne jest oskarżanie Rosji o to, że w przypadku hipotetycznego ataku może ona także — hipotetycznie — odpowiedzieć. Niezależnie od tego, co jest wybierane w charakterze celu: broń jądrowa czy niejądrowa, dzielnice mieszkaniowe czy jeszcze coś innego — trzeba liczyć się z góry z tym, że na taki atak nastąpi odpowiedź.
Natomiast w świetle niedawnych wydarzeń, związanych z kunsztem zawodowym natowskich wojskowych, czy raczej jego brakiem, prawdopodobieństwo podobnych „przypadków" staje się jeszcze większe. W końcu natowski lotnik wystrzelił przez pomyłkę rakietę w niebie nad Estonią. Co prawda była to rakieta konwencjonalna, nie jądrowa, ale problem istnieje naprawdę i to wcale nie w Rosji.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.