Że oto, po raz pierwszy w historii III RP, sytuacja jest tak jasna: że jedna partia ma pełnię władzy, a zatem i pełnię odpowiedzialności, będzie mogła realizować swój program bez żadnych przeszkód i pretekstów, a naród to stosownie oceni.
A z braku kohabitacji, dobry jest i konflikt.
Dlatego głęboko nie zgadzam się z tymi wszystkimi politykami i popieraczami opozycji, którzy każde zwarcie Andrzeja Dudy i jego zaplecza politycznego bagatelizują jako „ustawkę", czy chwilowy kaprys prezydenta, który pokornie powróci do szeregu, jak tylko prezes tupnie nogą. Niezależnie od tego, jak jest naprawdę — konflikty na linii prezydent-rząd należy podsycać i pielęgnować, bo z każdego może wyniknąć coś dobrego.
Zgoda, z weta do ustaw sądowych wynikło bardzo niewiele, bo Duda spękał przed prezesem i zaspokoił się małymi zdobyczami na dominium Ziobry — ale z drugiej strony, kłótni głowy państwa z szefem MON zawdzięczamy fakt, iż nie żyjemy już w kraju, gdzie armią zarządza Antoni Macierewicz. Nie wiem jak Państwo, ale ja czuję się jednak odrobinę bezpieczniej. I nieco mniej mi wstyd za Polskę, która nie zdegradowała generała Jaruzelskiego.
Także ostatnia wymiana ciosów między dużym i małym pałacem przyniosła same dobre owoce.
Zawetowanie przez Andrzeja Dudę nowelizacji ordynacji europarlamentarnej, wprowadzającej w wyborach do PE system de facto dwupartyjny jest korzystne z punktu widzenia demokracji i niekorzystne dla PiS.

Zamiast drwić z Andrzeja Dudy i wątpić w jego obietnicę, należy go chwalić jako głowę państwa oddaną zasadom demokracji przedstawicielskiej.
Dla prezydenta lekceważonego tak przez własny obóz, jak i opozycję, wzmocnienie pozytywne może być źródłem wielu korzystnych zachowań.
Osobiście przypuszczam, że jedną z przyczyn weta był wspólny list Kukiza, PSL, Partii Razem i Prawicy Rzeczypospolitej, które zwracając się do Andrzeja Dudy jako ostatniego bastionu demokracji, niejako uznały jego rolę głowy państwa; co — powiedzmy sobie szczerze — mało kto robi.
I na tym się dobrodziejstwa tego spięcia nie skończyły.
W ramach odpłaty za niesubordynację, rząd postanowił upokorzyć prezydenta na arenie międzynarodowej, w ostatniej chwili zakazując mu podpisania listu intencyjnego w sprawie wypichconego przez BBN absurdalnego konceptu kupienia za miliard złotych dwóch 30-letnich fregat z australijskiego demobilu.
Kto z Państwa się założy, że prezydent odpłaci premierowi przy najbliższej nadarzającej się okazji? Co najpewniej znów odbędzie się korzyścią dla demokracji i pluralizmu.
W naszej sytuacji nie możemy być zbyt wybredni, jeśli chodzi o to, skąd przychodzi ratunek dla rozwalanego przez PiS kafarami państwa prawa. Choćby była to urażona ambicja pisowskiego prezydenta.
Agnieszka Wołk-Łaniewska, publicystka polska, Warszawa
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.