O co dokładnie chodzi? Po internecie krążyć mają obciążające Kozłowską dokumenty, a także rzekome sekstaśmy z jej udziałem.
Garść faktów:
Zdaję sobie sprawę, że uwaga czytelnika pobiegnie od razu ku materiałom porno, więc spieszę wyjaśnić na samym początku: źródeł tej intrygi szukać należy w Mołdawii.
— Abliazowa ludzie Kozłowskiej rzeczywiście bronili przed ekstradycją z Paryża do Kazachstanu. Domagała się jej między innymi Rosja po to, aby jego największy wróg Nursułtan Nazarbajew mógł dostać go w swoje ręce. To wykluczałoby się z propagandą forsowaną przez Mołdawię, ponieważ na logikę Władimir Putin chroniłby swojego człowieka, zamiast chcieć go wydać organom ścigania.
Pewne jest jednak to, że w pierwszych latach hojnie sypał na fundację groszem brat Ludmiły, Petro Kozłowski, biznesmen z Krymu. Do niego właśnie „przyczepił się" na jakimś etapie zafiksowany na szukaniu agentów Kremla Marcin Rey. Rey wywodził, że Petro sprzedawał rosyjskiej zbrojeniówce wyprodukowany w swoich sześciu firmach (Płosk, PWC Majak, Siewastopolskij Majak, Tinos, ZSS i ZSS Majak) sprzęt. Kozłowska zaprzeczała. Twierdziła, że po 2014 nastąpiło wrogie przejęcie zakładów przez Rosjan, a Petro musiał ratować się ucieczką do Stanów.
— Pokaźne przelewy: rzeczywiście fundacja otrzymywała je od firmy Silk Road należącej do Bartosza Kramka (sama firma notowała straty). Jego kontrahentami były firmy rejestrowane w rajach podatkowych.
— Podsumowując: widać Otwarty Dialog zalazł za skórę wielu organizacjom. Owszem, sensacyjne, powstające w Mołdawii czy na Ukrainie szpiegowskie doniesienia o fundacji trafiają tu na podatny grunt. Na razie wszystko to pozostaje na poziomie spekulacji — oprócz rejestrów finansowych fundacji, bo po ich prześwietleniu widać istniejącą siatkę towarzysko-politycznych zależności. To zresztą widać po finansowaniu co drugiego NGO-su.
Cóż to więcej dodać. Ludmiła Kozłowska twierdzi teraz, że boi się o swoje życie. Portal Onet, który opublikował z nią ów przełomowy wywiad, gdzie pada to wyznanie — podobnie jak media w Mołdawii czy na Ukrainie cynicznie podbija sobie klikalność aferą, która została nieproporcjonalnie rozdmuchana „bo chodzi o Ukrainkę".
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.