Rosyjskimi wątkami gorliwi projektanci przeszywają teraz pamiętną „aferę podsłuchową": biznesmen Marek Falenta, odpowiedzialny za nagrywanie polityków Platformy Obywatelskiej w warszawskiej restauracji Sowa i Przyjaciele miał robić z Rosjanami interesy. W związku z tym twórcy politycznej publicystyki uznali, że teraz motyw sterowania polityką z Kremla będzie można nosić na każdą okazję: czy to w 2015 czy w 2018, czy chodzi o wybory samorządowe, czy parlamentarne, czy nawet prezydenckie.
Trolle, portale opłacane przelewami prosto z Placu Czerwonego, fałszywe konta na Twitterze — to wszystko nasi wschodni sąsiedzi nosili już trzy sezony wcześniej, zanim tę estetykę podchwycił w swojej kampanii Duda na zgubę Komorowskiego: hołdującego niemodnym już wąsom i dwururce. I nawet posiadłość wakacyjna w Budzie Ruskiej nie pomogła kandydatowi Platformy. Podróbkę łatwo da się rozpoznać. To prezydent z PiS w porę wyłapał i wdrożył uniwersalne trendy płynące z Moskwy.
Poprzedni modowy sezon — letni, obfitował w Polsce w szalone historie szpiegowskie: najpierw Naczelny Sąd Administracyjny oddalił skargę kasacyjną Leonida Swiridowa na wydalenie z Polski, później opinia publiczna podziwiała na wybiegu Ludmiłę Kozłowską. Szlochano nad historią Ukrainki, która została wyproszona z UE na podstawie dokładnie tych samych przesłanek, co Rosjanin: czyli tajnych. Mimo to tylko jedno z nich zaliczyło Bruksela oraz Berlin Fashion Week. Czekamy więc na relację na Instagramie!
— Rosja chce stworzyć z Polski dzikie pola oraz osłabić nasze służby i armię! — powiedział generał Zespołowi Śledczemu ds. Zagrożeń Bezpieczeństwa Państwa. Zrozumieliśmy: trzeba schować do szafy letnie fatałaszki i opatulić się w cyrylicę z domieszką kaczyzmu.
To oczywiste, że żółta kaczka nie zejdzie z wybiegów co najmniej do października 2019. Ale my jednak sugerujemy, aby nie łączyć jej z czerwonymi gwiazdami. Już bardziej pasuje do brunatnych odcieni — a te co roku przeżywają renesans 11 listopada.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.