W czwartek do Moskwy przyjechała delegacja wojskowa z dowódcą sił powietrznych Izraela Amikamem Norkinem. Izraelscy wojskowi twierdzili, że nie mieli nic wspólnego z tą tragedią. Tymczasem wysoko postawione źródło w izraelskiej armii powiedziało, że izraelscy wojskowi przywieźli dane, z których wynika, że Syryjczycy wystrzelili ponad 20 pocisków, gdy samoloty państwa żydowskiego już podchodziły do lądowania w swoich bazach. Premier Izraela Binjamin Netanjahu wysłuchał raportu o wynikach rozmów w Moskwie i polecił, aby kontynuowano kontakty z Rosją w tej sprawie.
— Izraelczycy lecieli bombardować obszary w pobliżu Latakii, czyli niedaleko miejsca, gdzie stacjonują rosyjscy wojskowi. Skąd potrzeba nalotów w tym samym czasie, gdy latają tam nasze samoloty? Nie wiedzieli, że nasze samoloty tam są? Jak można było zrzucać bomby, przeprowadzać ataki bombowo-rakietowe w głębi terytorium syryjskiego, wiedząc, że stwarzają zagrożenie dla naszych sił powietrznych? Ostrzeżenie pojawiło się minutę przed tym, jak wystartowali. Nie wpisuje się to w ramy naszej współpracy – podkreślił ekspert w rozmowie ze Sputnikiem.
W jego ocenie, w kontekście obecnej współpracy między Rosją a Izraelem, te działania wyglądają na „niewytłumaczalną niewdzięczność".
— Dużo zrobiliśmy dla Izraela i zawsze uwzględnialiśmy jego interesy — nawet za Związku Radzieckiego, nawet wtedy, gdy nie mieliśmy takich normalnych stosunków, jakie mamy teraz, ścisłej współpracy, bardzo bliskiego partnerstwa. Nie jest jasne, po co prowokować zerwanie tej przyjaźni, która jest obecnie między nami — powiedział.
— Nie ma tam już formacji szyickich, może zostali jedynie doradcy w armii. Nie ma ciężkiego sprzętu, uzbrojenia, które zagrażałoby Izraelowi. Pracowaliśmy z naszymi irańskimi partnerami, aby tego nie było – podsumował ekspert.