Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy? Z pewnością znajdziemy je w polskiej historii. Polska od średniowiecza była krajem feudalnym, ze słabo i późno rozwijającymi się środkami miejskimi, z długą szlachecką tradycją łowiectwa, a także pod silnym wpływem kościoła, którego doktryna do dziś każe uważać zwierzęta za istoty niższe, poddane. Rozpatrywanie więc ich cierpienia w kategoriach etyczno-moralnych stanowi więc niejako sprzeniewierzenie się założeniom wiary. Owszem, żaden duchowny nie będzie namawiał do okrutnego traktowania zwierząt. Ale rozłoży ręce w geście bezradności, kiedy powiemy mu, że na wigilijnym stole zabraknie smażonego karpia, bo nie chcemy, aby umierały w męczarniach.
Z kogo jeszcze Polacy mogą brać cenny przykład? Z celebrytów. Dosłownie kilka dni temu najbardziej znana polska restauratorka Magda Gessler przyznała, że ogranicza jedzenie mięsa. Wprawdzie nie z powodów etycznych, ale zdrowotnych. Przemysłowe hodowle, które dosłownie produkują nowe zwierzęta tylko po to, by za chwilę pozbawić je życia, są nie tylko fermami cierpienia, ale też chorób. „Kurczak jest zabójczy, a wątróbki kury to tak, jakby ktoś pchał sobie prosto do buzi truciznę. To tak, jakbyśmy połknęli coś z szamba. Trzeba bardzo uważać, co się je" — stwierdziła restauratorka. To ważna, przełomowa deklaracja. Może bowiem stanowić początek trendu na mniejsze spożycie mięsa i zapotrzebowanie jedynie na mięso „szczęśliwe".
W sondażach coraz więcej Polaków opowiada się za likwidacją branży futrzarskiej. Po emisji programów telewizyjnych, w których znane osobistości chwalą się adopcją bezdomnych zwierząt, prawie zawsze następuje fala pozytywnego odzewu. We wrześniu Polskie Towarzystwo Etyczne powołało nieformalne stanowisko Rzecznika Praw Zwierząt. Potrzeba takich akcji wciąż więcej i więcej. Potrzeba nam refleksji nad losem naszych podopiecznych. Nie tylko w dniu ciszy wyborczej, choć to doskonały moment, by odwiedzić najbliższe schronisko i wyprowadzić na spacer potrzebującego psiaka.