Jej poprzednik — rosyjski „Mir" — był kilka razy mniejszy i znacząco ustępował pod względem możliwości. Jednak wszystko, co dobre (zresztą, jak i wszystko, co złe) wcześniej czy później się kończy i MSK nie jest pod tym względem wyjątkiem. Już na 2024 rok zaplanowano wycofanie jej z użytku. Główna przyczyna — wysoki koszt utrzymania. Co roku NASA wydaje na zarządzanie swoim segmentem MSK około 3-4 mld dolarów. To około połowa całego budżetu wydzielonego przez amerykańskie władze na załogowe loty kosmiczne. A łączna wartość projektu MSK już dawno przekroczyła 100 mld dolarów.
Teraz te projekty wydają się wspólnocie międzynarodowej nazbyt skomplikowane, drogie i nawet w jakimś stopniu naiwne. Tymczasem specjaliści z waszyngtońskiej firmy DC United Space Structures Bill Kemp i Ted Maziejka najwyraźniej tak nie uważają. W każdym razie ich projekty jawnie powstały pod wpływem „tytanów" z minionych lat. Eksperci zaproponowali całą rodzinę stacji: średnica najmniejszej wyniesie 30 metrów, zaś średniej — 100 metrów. Właśnie z ostatnim wariantem związane są największe nadzieje. W każdym razie DC United Space Structures zaprezentowała wizerunki tej stacji oraz szkice jej organizacji wewnętrznej.
Zdaniem amerykańskich uczonych, żeby uchronić duże kosmiczne osiedle przed promieniowaniem, trzeba zastosować pasywną ochronę, która ważyłaby 4,5 tony na dwa metry kwadratowe zewnętrznych ścianek. Innym słowy łączna waga takiej ochrony będzie równa prawie 10 mln ton. Naturalnie zadanie dostawy na orbitę tak niewiarygodnie ciężkiego ładunku jest arcytrudna i niewykonalna przy obecnym poziomie rozwoju technologii.
Jakkolwiek by było „grzyb" przejął główną charakterystykę starych projektów — sztuczną grawitację, która będzie powstawać za sprawą obrotu stacji wokół centralnej osi. Prędkość obrotu wyniesie 4,22 ob/min. Powstanie przy tym centrobieżna siła, która pozwoli wszystkim znajdującym się na pokładzie stacji uniknąć nieważkości i poczuć się jak w domu.