W takich przypadkach rosyjscy celnicy nie dają im żadnych szans. Nieco lepiej wiedzie się czasem sankcyjnym jabłkom, które mkną do Rosji, udając białoruskie owoce.
Jeszcze na początku okresu sankcyjnego nielegalny eksport omawiany był w kuluarach z zachowaniem jako takiej ostrożności, teraz natomiast polskie media mówią o tym zupełnie otwarcie, nie zważając na sformułowania („Każdy wie na przykład, że jabłka na „białoruskich papierach" są polskie. Handel po prostu wyprzedził politykę" wnp.pl — portal gospodarczy; „Wkrótce zamknąć się może też ostatnia furtka — eksport do Rosji przez Białoruś" wyborcza.pl).
Powód braku jakichkolwiek zahamowań łatwo wytłumaczyć. Rynki zbytu polskich jabłek są przesycone (do 55 rynków zbytu dołączyło prawie 30 nowych, ale 280 tysięcy ton jabłek tak czy inaczej nie znalazło nabywców), ponadto plony od czasu do czasu padają ofiarą przymrozków. A to oznacza, że polscy producenci, którym do tej pory nie udaje się zarobić, nie chcą tracić sprawdzonych rynków zbytu. Białoruś w tej kwestii odgrywa kluczową rolę.
Służby statystyczne Białorusi nie podają dokładnych danych związanych ze spożyciem jabłek, ale można się domyślać, że jakichś ważkich powodów, by go zwiększać, przez cały ten czas nie było. Miłość Białorusinów do polskich jabłek niby łatwo wyjaśnić. Lokalne jabłka, które przez brak specjalnych magazynów nie mogą długo leżeć, do pięt nie dorastają polskim jabłkom, charakteryzującym się różnorodnością odmian, bogatym wachlarzem smaków i atrakcyjnym wyglądem.
W sumie na początku tego roku rosyjscy inspektorzy przeprowadzili kontrolę w 84 białoruskich firmach. 31 z nich nie potrafiło udowodnić pochodzenia owoców, a 22 firmy eksportowały jabłka, choć w magazynach nie miały żadnych zapasów. Na tej podstawie Rossielchoznadzor nałożył embargo na dostawy jabłek z 31 białoruskich zakładów.
Sama Białoruś także odnotowuje przypadki nielegalnego eksportu, a przy tym odpowiedzialnością za nie obarcza bynajmniej nie białoruskich przedsiębiorców. W ubiegłym roku do takiego samego wniosku doszli przedstawiciele białoruskiego Komitetu Kontroli Państwowej. Według informacji Polskiego Radia, które powołuje się na gazetę „Sowietskaja Biełorussija", w Breście resortowi specjaliści zidentyfikowali ponad 20 firm, które zajmowały się reeksportem polskich jabłek do Rosji. Firmy jednodniówki — jak twierdzi białoruska gazeta — rejestrowali na swoje nazwisko obywatele Rosji. Jeśli założyć, że polskie jabłka rzeczywiście stawały się przedmiotem działalności nieuczciwych rosyjskich przedsiębiorców, to w najgorszym przypadku chodziło o jakieś dziesięć ciężarówek, a nie o ten reeksport, z którego dochody liczone były w milionach euro.
Rosja nie traci zainteresowania importem jabłek i z roku na rok zwiększa jego wolumen. Pod względem ilościowym jabłka pewnie trzymają palmę pierwszeństwa wśród wszystkich importowanych przez państwo owoców. Za okres pierwszych ośmiu miesięcy bieżącego roku import jabłek wyniósł 596 tysięcy ton — to o 41% więcej w porównaniu z danym z 2017 roku. Jednocześnie absolutnym liderem na rosyjskim rynku „jabłkowym" zostały w tym roku mołdawskie owoce, które Rosja sprowadziła w ilości 166 tys. ton. I nawet jeśli ustępują one miejsca polskim pod względem różnorodności odmian, to przynajmniej trafiają one do kraju legalnie.