— Polska wydaje ponad 100 mln rocznie na organizacje polonijne, w związku z tym konieczna jest kontrola tej polityki. Jednym z elementów jest zapoznanie się z sytuacją na miejscu — wytłumaczył. Najwyraźniej katolicka impreza w Brazylii nie obyłaby się bez jego udziału, a krnąbrna polonia z Ameryki Południowej musi cały czas czuć na sobie oddech polskich dyplomatów, nieważne jak wysokie nie byłyby koszty tej ministerialnej „kontroli"!
14 tysięcy złotych zapłaciliśmy za pobyt posła Liroya w Kanadzie. Piotr Marzec udał się tam na tydzień muzyki — wszak sam jest artystą. Pytanie, dlaczego za ów wyjazd zapłacił z publicznych pieniędzy? Bo może! Tylko czekać, aż poprosi o dofinansowanie z budżetu swojej nowej płyty.
Ale już w połowie roku media alarmowały, że za poselskie podróże podatnicy wyciągnęli ze swpich kieszeni już ponad 4 miliony złotych.
Nasi parlamentarzyści zawsze mieli niezwykle oryginalne pomysły na cel podróży. Tysiąc złotych z hakiem to wprawdzie niedużo, ale podróż posła PiS Marcina Porzucka rozbroiła redaktorów Wirtualnej Polski. Poseł poleciał bowiem na mszę Matki Bożej Szkaplerznej do ukraińskiego… Berdyczowa!
To jednak nie jedyny problem — pieniądze na podróże parlametarzystów wyciekają z budżetu także w postaci przywilejów biletowych. Jak donosi „Fakt", hojnie obdarowujemy posłów i senatorów biletami na środki komunikacji, które do najtańszych nie należą. Zawsze czekają na nich miejsca w samolotach, czy w pendolino… Na posłów czekają bowiem zarezerwowane miejsca w samolotach LOT-u, a także darmowe bilety PKP w pierwszej klasie. Oprócz biletów lotniczych fundujemy posłom także darmowe przejazdy PKP w I klasie oraz limuzyny. No i oczywiście osławione kilometrówki.
Żeby jeszcze nasi wybrańcy narodu chcieli brać przykład z papieża Franciszka podróżującego tramwajem… skąd. Zwłaszcza przedstawiciwlom rządu ostatnio za wzór służy raczej król polskich szos, Robert Kubica…
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.