Głowa przywódcy innego kraju, wrysowana w symbol „Totenkopf" jest znieważająca, niezależnie od tego, czy jest to głowa Putina, Trumpa, Kaczyńskiego, Xi Jinpinga czy królowej Elżbiety. Sugeruje bowiem sprawstwo zbrodni porównywalnych do najstraszniejszej w dziejach masowej zagłady milionów ludzi.

Z niedowierzaniem przeczytałam tekst podpisany przez redakcję portalu Niezależna.pl z 30 listopada 2018: „Plakat sprzed 4 lat nagle rozwścieczył Kreml? T. Sakiewicz: Szukają okazji do pogorszenia stosunków z Polską".
Natomiast redaktor Sakiewicz odwraca całą sytuację niczym przysłowiowego kota ogonem i oskarża o przemoc kogoś, kto właśnie jest okładany metaforyczną pałką po głowie:
Plakat, który pokazał Michał Rachoń jest znany w Polsce od czterech lat. Pokazywano go w telewizjach, był na wielu wystawach, umieszczano go na koszulkach. Zupełnie niezrozumiale, dlaczego Rosjanie teraz postanowili się obrazić. Prawdopodobnie Rosja potrzebuje również pogorszenia stosunków z Polską do stworzenia jakiegoś globalnego zagrożenia — stwierdza na łamach swojego portalu.
W wielkim skrócie logika tego wywodu sprowadza się do konkluzji: porównujemy głowę obcego państwa do Hitlera, ale my jesteśmy ofiarami podłej prowokacji. Bo skoro obrażamy już od czterech lat, to dlaczego nagle ktoś postanowił zareagować?
Dyskusja polityczna czy światopoglądowa z użyciem symboli nazistowskich jest haniebna, podobnie jak haniebne było użycie symbolu bramy wjazdowej do obozu Auschwitz przez stowarzyszenie „Dzielny tata", walczące o prawa ojców.