I wtedy się zaczęło. Polscy internauci uważają, że Szpilka powinien zapłacić za akcję, ponieważ to on wykazał się brakiem wyobraźni i ściągnął na siebie niebezpieczeństwo, a w dodatku naraził swojego pupila. Co ciekawe, to właśnie złym stanem swojego psa Szpilka tłumaczył wezwanie ratowników. „Trząsł się z zimna i był wystraszony!".
Incydent został nawet skomentowany przez oficjalnyego rysownika „Wyborczej":
Fani nie zostawili na bokserze suchej nitki. Sam Szpilka przyznał wprawdzie, że ta wyprawa była „trochę nieprzemyślana", ale już jego partnerka Kamila Wybrańczyk broniła go w internecie jak lwica jeszcze tego samego dnia:
„Dajcie spokój i grzejcie dupyy na kanapie… Jutro też wchodzimy" — napisała. — „E, słuchajcie, idzie jutro Pumba z nami i zdania nie zmienimy. Wiemy ile potrafi zrobić kilometrów i nie jest to dla niego problemem… Nie róbcie gównoburzy z niczego".
Nie wspomniała, że w Karkonoszach obowiązywał trzeci stopień zagrożenia lawinowego. Najwyraźniej uznała, że jak będzie problem, to znowu zadzwoni się po helikopter i będzie fajna przygoda.
Ale dał też jasno do zrozumienia, co sądzi o turystach bez wyobraźni:
GOPR-owcy doskonale wiedzą, że z górami nie ma żartów i w sytuacji zagrożenia ratować należy każdego, niezależnie od tego, czy wpakował się w tarapaty na własne życzenie. Z drugiej strony, słowaccy ratownicy w Tatrach wychodzą z zupełnie innego założenia. Tam ratownictwo stoi na firmach zewnętrznych. Za akcję Artur Szpilka z pewnością zapłaciłby niemało grosza. Być może czas pomyśleć o tym, by wpłacić choć drobną sumę na konto fundacji GOPR.
Poglądy autorki mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.