W tłumaczeniu na zrozumiały język oznacza to, że w czynnej aptece zawsze powinien być farmaceuta. To on jest gwarantem, że pacjent otrzyma lek, który powinien dostać. Ale przez lata trwały dyskusje, czy może to być każdy magister farmacji, czy jedynie osoba z kompetencjami kierownika, czyli z co najmniej pięcioletnim stażem pracy w aptece (lub trzyletnim, pod warunkiem że ma specjalizację). Zwolennicy pierwszej koncepcji argumentowali, że kierownik nie może być w placówce przez cały czas. Przecież są one otwarte dłużej niż przez osiem godzin dziennie, oraz w weekendy. Póki przez lata trwały dyskusje inspektorzy farmaceutyczni nie traktowali przepisu restrykcyjnie.
Nie jest tajemnicą, że na statystyczną aptekę przypada 1,78 farmaceuty. Gdy wykluczymy tych nieposiadających uprawnień umożliwiających pełnienie funkcji kierownika apteki, czyli ok. 6 tys. osób, to ta liczba drastycznie spada — spostrzega redaktor naczelny mgr.farm. Łukasz Waligórski.
Jednocześnie już napływają sygnały, iż właściciele aptek rezygnują ze stażystów. Jest w tym swoja logika — po co wychowywać pracownika, skoro potem przez pięć lat nie będzie można go zostawić samego w aptece? Bardziej się opłaca zatrudnić gorzej wykształconych i mniej zarabiających techników farmaceutycznych.