Inną rzeczą jest kiedy takie prognozy formułuje ktoś, kto wydaje się do tego predestynowany choćby z racji posiadanego obywatelstwa (najlepiej Amerykanin) lub z racji pochodzenia (najlepiej Żyd).
Te dwie nacje cieszą się w Polsce największa estymą i prawdy, bądź nieprawdy, wypowiadane przez osoby charakteryzujące się tym przymiotami zasługują na szczególną uwagę.
George Friedman ciszy się jednym i drugim.
POLSKA W XXI WIEKU WRÓCI DO ROLI MOCARSTWA
Choć on swoje dzieło traktuje, jako prognozę i jak sam się przyznaje, że bardziej mu zależy na „uchwyceniu głównych tendencji – geopolitycznych, technologicznych, demograficznych, kulturowych, militarnych”, to polski wydawca i czytelnicy – w szczególności politycy – potraktowali książkę jako wskazówki do działań, które mają doprowadzić, że Polska w XXI wieku wróci do roli mocarstwa.
Na okładce umieszczono nawet podtytuł „Mocarstwo nad Wisłą?”, a na globusie polską flagę przewyższającą swoją wielkością trzy pozostałe: amerykańską, turecką i japońską.
Polski apetyt – jak widać – jest przysłowiowy także i w tym zakresie.
Samozwańczy spadkobiercy Piłsudskiego: Jarosław Kaczyński i jego Prezydent Andrzej Duda postanowili wskrzesić ideę Międzymorza, a ochrzcić ją tym razem imieniem „Trójmorza”, sedno sprawy pozostało bez zmian, tj. Polska w roli głównej a pozostali w swojej masie mieliby zaświadczać o jej mocarstwowości.
Rachuby na taki obrót sprawy, jak można było się spodziewać, okazały się nietrafione i cały plan upadł z impetem większym niż entuzjazm polskich polityków, którzy próbowali go kreować.
6-7 lipca 2017 roku na Zamku Królewskim w Warszawie odbyło się spotkanie, gdzie poza amerykańskim prezydentem Donaldem Trumpem było jedenastu przedstawicieli państw europejskich – dla których większym magnesem do przyjazdu była wspólna fotka z Trumpem niż odgrzewane kotlety międzywojennej Polski.
Idea Trójmorza umarła raczej bezpowrotnie, bo i Amerykanie nie widzą w tym większego sensu, bowiem tylko ich protekcja mogłaby nadać tempa takiemu projektowi.
Nie mogło tak się stać, ponieważ Amerykanie przewidzieli dla Polski inną rolę i troszeczkę w innym składzie. W zestawie – według amerykańskiego projektu – jest miejsce dla Litwy, Łotwy i Estonii nie ze względu na ich wielki potencjał w czymkolwiek, ale ze względu na to, że ich atutem jest słabość polityczna, ekonomiczna i militarna co stanowi, że wszystkie trzy państwa są podatne na wszelkie amerykańskie sugestie.
RYWALIZACJA POLSKO-UKRAIŃSKA
Polsce została przypisana rola przywódcza grupy pod warunkiem, że wywalczy ją sobie w rywalizacji z Ukrainą.
Rywalizacja polsko-ukraińska nabiera dodatkowego smaczku politycznego, ponieważ konkurowanie odbywa się na dwóch płaszczyznach. Jedną z nich stanowi walka o względy zamorskiego mocarstwa, a drugą własne porachunki miedzy obu krajami dotyczące historii, wzajemnych pretensji i urazów nie wyłączając kwestii granicznych oraz teraźniejszości politycznej.
Amerykanie stojący w roli arbitrów stworzyli dwa organizmy państwowe, których zasady działania i organizacji są bliźniaczo podobne, a energia wykreowanych bliźniaków ukierunkowana jest przeciwko ich największemu sąsiadowi. Działania polityczne Stanów Zjednoczonych w tej części Europy zostały zaplanowane i są realizowane jako samonapędzający się mechanizm. Dla wielu politologów graniczną datą wyznaczającą początek „operacji amerykańskiej” było wystąpienie Putina na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium w 2007 roku.
Według Putina, amerykańska polityka nie tylko nie ograniczyła liczby konfliktów, lecz doprowadziła do tego, że liczba ofiar jest o wiele większa i nikt nie czuje się bezpiecznie.
Nowe zasady demokracji w postaci „trzech tur głosowania” w wyborach prezydenckich na Ukrainie w 2004 roku i tzw. pomarańczowa rewolucja oraz wygrana Juszczenki nie pozostawiały wątpliwości, że Stany Zjednoczone postanowiły uczynić kolejny krok w kierunku marginalizowania Rosji w sferze międzynarodowej i wiązaniu konfliktami u jej granic.
Nikt inny nie nadawał się do tej roli lepiej niż Polska ze swoimi historycznymi pretensjami i Ukraina, której nowe polityczne elity zaczęły szukać oparcia za oceanem.
Amerykański projekt dotyczący obu krajów, mógłby zostać nazwany dowolnie, bo u jego podstaw był jeden schemat, który z biegiem lat krystalizuje się coraz bardziej tak w sferze celów jak i założeń oraz w sposobie realizacji. Można byłoby dokonać porównań w sferze formułowania pewnych pojęć, schematów działań i dojść do wniosku, że są one dziełem tej samej agencji PR.
Mimo, że pomniki poświęcone radzieckim żołnierzom wyzwalającym Europę spod niemieckiej okupacji są rozsiane po całej środkowo-wschodniej Europie to tylko w Polsce i Ukrainie niszczy się je masowo, aby zaostrzać relacje polityczne z Rosją, a także skłócać narody, bowiem 600 000 poległych żołnierzy radzieckich na ziemiach polskich to wielokrotnie więcej członków ich rodzin w Rosyjskiej Federacji, których bulwersują takie działania.
W obu krajach powołano instytucje do zakłamywania historii: Ukraiński Instytut Pamięci Narodowej i Instytut Pamięci Narodowej w Polsce. Celem obu instytucji jest powołanie i utrwalenie w świadomości społecznej nowego mitu założycielskiego dla każdego z państw.
Dla Polski są to „żołnierze wyklęci” z kolektywnym przywództwem, a dla Ukrainy – OUN-UPA ze Stepanem Banderą w roli głównej.
Bardzo znamienne w mojej ocenie jest także podobieństwo co do określania nazwy samego państwa, które przejawia się w pomijaniu nazwy właściwej i zastępowaniu jej przymiotnikiem w przypadku Polski jest to przymiotnik „Niepodległa”, a w przypadki Ukrainy „Niezależna” („Незалежна”).
Widać to jest także w sferze haseł, które są propagowane w przestrzeni publicznej – „Służymy Niepodległej” mogliśmy zauważyć na budynkach publicznych, na różnego rodzaju plakatach wydrukowanych z okazji 100-lecia odzyskania niepodległości.
Rugowanie z przestrzeni szkolnej języka rosyjskiego w obu krajach przybiera formy systemowe, choć palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierży „Незалежна”.
„Незалежна” i „Niepodległa” w równym stopniu ograniczyły swoja suwerenność do patronatu Stanów Zjednoczonych i faktycznego zerwania stosunków z Rosyjska Federacją.
W Polsce forsuje się bramy Ambasady Rosyjskiej i pali budkę strażnika znajdująca się przy ambasadzie.
W Ukrainie niszczy się własność dyplomatyczną Rosji w postaci samochodów, budynków a czasami dochodzi do aktów fizycznej przemocy wobec dyplomatów.
GAZ: ZADANIA ZZA OCEANU
Walka z Nord Stream 2 przejdzie do historii jako klasyczny przykład łamania zasad konkurencji w okolicznościach kiedy kraje zainteresowane zakupem gazu, a tym samym beneficjenci inwestycji, zmuszani są do odstąpienia od niej. Wszystko to dzieje się pod hasłami unikania uzależnienia od jednego dostawcy. Przy czym konkurencyjny dostawca – Stany Zjednoczone – oferują swój gaz w cenach o wiele wyższych i tym samym zmuszają do budowania infrastruktury do jego odbioru, która jest równie kosztowna, a jedynym argumentem przekonującym do zakupu gazu pozostaje największa armia świata.
Truizmem jest mówienie, że przeczy to zasadom konkurencji, jak i to, że właśnie Stany Zjednoczone konkurencyjność i liberalizm gospodarczy wyniosły na piedestał jako przeciwwagę interwencjonizmu państwowego.
Wielu polskich polityków już uwierzyło, że jesteśmy mocarstwem bo z nami są Stany Zjednoczone, wielu nie chce wierzyć w to, że nasze bogactwo jest iluzoryczne, a wszystko to dotrze do Polaków obywateli i przedsiębiorców – kiedy zaczną ograniczać korzystanie z gazu, idąc w ślady Ukraińców.
Wtedy okaże się, że prawdziwym beneficjentem „ustawki” na linii Estonia, Łotwa, Litwa, Polska, Ukraina będą Stany Zjednoczone – zresztą nie pierwszy raz.
Wszystko to dzieje się, choć Polacy chętnie posługują się przysłowiem: „Cygan przechodzi przez wieś tylko raz”. Amerykanie przechodzą już trzeci raz, a Polacy nie zauważają tego, nie mówiąc o wyciąganiu wniosków.
Aleksander Kwaśniewski, polski publicysta, Warszawa
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.