„Nasz premier wyraził się jasno. Sam jestem synem ocalonych z Holokaustu. Jak każdy Izraelczyk i Żyd mogę powiedzieć: nie zapomnimy i nie przebaczymy. Było wielu Polaków, którzy kolaborowali z nazistami i - tak jak powiedział Icchak Szamir (b. premier Izraela – red.), któremu Polacy zamordowali ojca, 'Polacy wyssali antysemityzm z mlekiem matki'. I nikt nie będzie nam mówił, jak mamy się wyrażać i jak pamiętać naszych poległych" – powiedział Katz. Słowa odbiły się szerokim echem w Polsce i za granicą, wypowiedź dyplomaty krytykował nie tylko polski rząd, ale też Żydzi mieszkający w Polsce, a stosunki polsko-izraelskie pogorszyły się. Odwołano też zaplanowany w Izraelu szczyt Grupy Wyszehradzkiej.
Decyzja o umieszczeniu p.o. ministra spraw zagranicznych Israela Katza na liście cudzoziemców, których pobyt na terenie RP jest niepożądany, spotkałaby się z pewnością - na zasadzie wzajemności - z retorsją strony izraelskiej w postaci uznania polskiego ministra spraw zagranicznych za osobę niepożądaną w Izraelu. Mając na względzie powyższe, jak również kontekst trwającej w Izraelu kampanii wyborczej, uznajemy, że podjęcie takiego działania mogłoby doprowadzić do niepotrzebnej z punktu widzenia polskich interesów eskalacji kryzysu – czytamy w odpowiedzi wiceszefa MSZ Piotra Wawrzyka.
Według MSZ odpowiedź Polski na wypowiedzi Katza była wystarczająca:
Obawiam się, że brak ostrych reakcji będzie prowokował innych zagranicznych polityków czy dziennikarzy do dalszego obrażania Polski i powielania kłamstw na temat naszej historii. Wzywam ministra Czaputowicza i naszą dyplomację do większej stanowczości i szybkiego wpisywania na listę osób niepożądanych w Polsce, tych wszystkich, którzy szkalują nasz kraj – komentuje Tyszka stanowisko MSZ.