Jak informuje RMF FM, wstępnie wiadomo też, że zamachowiec kontaktował się z co najmniej dwiema osobami w Polsce. Trwa weryfikacja, co to były za kontakty, i czy może ktoś pomagał mu w organizacji pobytu w Polsce. Niewykluczone jednak, że kontakty te były formalne – sprawca mógł przecież dzwonić np. do właściciela lokalu, w którym się zatrzymał, a także w innych sprawach „praktycznych”. Trwa też ustalanie, czy samochód, z pomocą którego się przemieszczał, był wynajęty – kamery monitoringu uchwyciły go na autostradzie A2 (Wielkopolska).
Według służb sprawca przemierzył około 2000 km w Polsce, a potem, jak nieoficjalnie ustalono, udał się na Litwę.
Zamach terrorystyczny, do jakiego doszło w dwóch meczetach w Christchurch w Nowej Zelandii od razu po porannej modlitwie, jest najstraszniejszym masowym mordem od 1943 roku. Lokalne media porównują tę tragedię do masakry w obozie dla jeńców wojennych.
- Nie znajdziesz żadnej ulgi, ani na Islandii, ani w Polsce, ani w Nowej Zelandii, ani w Argentynie, ani na Ukrainie, nigdzie na świecie. Wiem, bo tam byłem - pisze Brenton Tarrant, mówiąc o konieczności podjęcia walki o "nowe społeczeństwo".
- Ten ruch może rozpocząć się w Polsce, Austrii, Francji, Argentynie, Australii, Kanadzie, a nawet Wenezueli, ale rozpocznie się na pewno, a kiedy to się stanie, bądź gotowy stanąć za swoimi ludźmi, z pełną mocą swoich sił - napisał zamachowiec.
Brenton Tarrant obecnie znajduje się w areszcie.