Jednocześnie strach z nią związany obrósł w wiele mitów: zawyżona moc destrukcyjna, najsilniejsze skażenie radioaktywne. Najstraszniejszy mit na temat tego rodzaju broni zrodził się już w ubiegłym wieku, kiedy dwie grupy uczonych z różnych krajów (USA, ZSRR) przeprowadzały symulację skutków szeroko zakrojonej wojny atomowej.
Trzeba jednak powiedzieć, w jaki sposób oni ją przeprowadzali. Z jakiegoś powodu nie brano pod uwagę wielu czynników: począwszy od braku wpływu gazów cieplarnianych, a kończąc na przeobrażeniach planety, które nie dobiegły jeszcze końca (wulkany, ruch płyt tektonicznych). Najważniejsze to jednak nie dość szczegółowy opis wzbitej w powietrze sadzy.
W charakterze celu wybierano całe terytorium przeciwników: bombardowano miasta, wszystkie ważne obiekty. Symulacja uwzględniała cały arsenał, czego w zasadzie być nie powinno. Przeznaczeniem broni jądrowej nie są miasta, ona ma za zadanie zniszczyć tyły przeciwnika lub zakłócić pracę jego wyrzutni. A to, co urządziły w 1945 roku Stany Zjednoczone, to tylko wątpliwy pokaz, „prężenie muskułów” w celu zastraszenia reszty świata.
Broń atomowa nie jest bronią absolutną, ale tak czy inaczej jest na dany moment jedną z najstraszliwszych i najbardziej destrukcyjnych. Z pewnością to dobry znak, że koncepcja zimy nuklearnej zyskała taki rozgłos, to posłużyło za czynnik powstrzymywania w okresie zimnej wojny. Teraz ludzie myślą trochę inaczej, większość rozumie, że sensu w tak szeroko zakrojonej wojnie za bardzo nie ma. Jest też tendencja zmniejszania mocy pocisków jądrowych, żeby ich użycie było dokładniejsze i skuteczniejsze, dlatego prawdopodobieństwo powstania sytuacji opisywanej w symulacji jest skrajnie niskie.