Capobianco nie wyklucza przeniesienia się choroby na inne kraje regionu. W czwartek ministerstwo zdrowia Konga poinformowało o 1206 potwierdzonych przypadkach zachorowania na Ebolę, w tym 764 zgonach. Warto zauważyć, że to zaledwie oficjalne dane. Wirus rozprzestrzenia się w szybkim tempie i władze kraju nie potrafią już określić, jakie regiony kraju są dotknięte epidemią. Wiele nowych przypadków zachorowań nie ma związku z ofiarami epidemii Eboli z lat 2014 lub 2016. Sytuację komplikuje też niski poziom zaufania do leczenia Eboli wśród mieszkańców. W efekcie wielu ludzi często woli nie zwracać się po pomoc. Wielu z nich umiera w swoich domach, a nie w ośrodkach medycznych, co pozwoliłoby odizolować zdrową część ludności od groźnego wirusa.
W czasie swojego wystąpienia pan Capobianco oświadczył, że ze statystyki ministerstwa zdrowia Konga wynika, że w ciągu dwóch dni w tym tygodniu zarejestrowano 40 przypadków. I to tylko oficjalne dane. Przedstawiciel Czerwonego Krzyża określił też tempo zachorowania jako bezprecedensowe.
Obecna epidemia gorączki wirusowej Ebola w Demokratycznej Republice Konga – tak jak epidemia wirusa w Sierra Leone, Liberii i Gwinei w 2014 roku – może być uznana za globalną sytuację nadzwyczajną. W pełni możliwe, że tym razem Światowa Organizacja Zdrowia nie będzie zwlekać z podjęciem stosownej decyzji, bo zbyt późne ogłoszenie sytuacji nadzwyczajnej w 2014 roku, do którego potrzebna była śmierć aż 1000 osób, pociągnęło za sobą falę krytyki pod adresem tej organizacji. Według niedawnej informacji WHO odczuwa ostry deficyt środków do walki z wirusem i poprzez ogłoszenie sytuacji nadzwyczajnej organizacja mogłaby zyskać sponsorów.
Ebola to bardzo ciężka choroba wirusowa. Pierwszy przypadek zachorowania odnotowano w 1976 roku na terytorium obecnego Sudanu Południowego, a także Demokratycznej Republiki Konga. Według informacji WHO bez poddania pacjenta leczeniu choroba prowadzi do zgonu aż w 90% przypadków.