O planach wysłania lotniskowca „Abraham Lincoln” i bombowców do Zatoki Perskiej poinformował wcześniej amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego John Bolton. Według niego w ten sposób Waszyngton wysyła „wyraźny i jednoznaczny sygnał irańskim władzom, że każdy atak na interesy Stanów Zjednoczonych lub naszych sojuszników napotka na bezwzględną siłę”.
Hemiker w swoim artykule zastanawia się, czy grupa lotniskowca nie jest „sto tysiącami ton blefu”. „Chociaż siła uderzeniowa grupy lotniskowca i amerykańskich bombowców nie budzi wątpliwości, pod znakiem zapytania stoi to, czy słowa Boltona zrobią wrażenie na Iranie. Istnieją ku temu dwa powody” – zauważa autor.
Po pierwsze, przypomina Hemiker, w przeszłości zdarzały się już przypadki, kiedy amerykańskie lotniskowce „nie przechodziły do działań po wypowiedziach rządu Trumpa”. Na przykład w kwietniu 2017 roku, kiedy zaostrzył się konflikt w Korei Północnej, szef Białego Domu ogłosił, że amerykański lotniskowiec „Carl Vinson” zostanie wysłany na Morze Japońskie. W rzeczywistości grupa lotniskowca udała się w przeciwnym kierunku, aby wziąć udział w manewrach na Oceanie Indyjskim.
Z kolei przedstawiciel Najwyższej Rady Bezpieczeństwa Narodowego Iranu Keyvan Khosravi powiedział, że Teheran ma wątpliwości, czy Stany Zjednoczone, wysyłając lotniskowiec do wybrzeży Iranu, będą chciały sprawdzić możliwości irańskich sił zbrojnych.
Kolejne zaostrzenie amerykańsko-irańskich stosunków nastąpiło po tym, jak Waszyngton ogłosił irański Korpus Strażników Rewolucji Islamskiej organizacją terrorystyczną, a Teheran w odpowiedzi uznał Centralne Dowództwo Sił Zbrojnych USA (CENTCOM) za organizację terrorystyczną, a same Stany Zjednoczone – za „państwo sponsorujące terroryzm”.