Jak na szeroko reklamowany przebój sezonu, Robert Biedroń uzyskał niepokojąco niski wynik w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Umówmy się, 6 procent to nie jest wynik, którego spodziewał się były prezydent Słupska. Mija dopiero pół roku istnienia Wiosny, a ugrupowanie już jest nazywane „Nowoczesną 2” lub „Palikotem 3.0”. Na taki stan rzeczy złożyło się wiele czynników.
Przede wszystkim brak jawności finansowania oraz ukrywany przez długi czas statut. Biedroń od początku obiecywał transparentność. Tymczasem wmawia nam, że pełna blichtru konwencja na Torwarze i uruchomienie struktur partyjnych następuje dzięki sprzedaży koszulek i gadżetów. Sieć Obywatelska Watchdog złapała partię na kilkukrotnym przekroczeniu sumy 33 750 zł, która jest najwyższą możliwą sumą, jaką może wpłacić na partię polityczną osoba fizyczna (rzecznik „przyciśnięty do muru" tłumaczył później, że były to zsumowane przez PayU tysiące drobnych wpłat...). Robert Biedroń nie ujawnił również nazwisk przedsiębiorców, którzy pomagali mu rozwinąć skrzydła.
Statutu partii próżno szukać na jej stronie internetowej. Ale dotarła do niej jedna z wnikliwych redakcji. I znalazła zapisy, które budzą zdumienie.
Myśleliście, że to PiS jest partią wodzowską? Mylicie się. Robert Biedroń jest w Wiośnie wszechwładny niczym Pan Bóg, który „za dobre wynagradza, a za złe karze”. Możliwości wyboru innego prezesa po prostu nie ma – chyba, że sam zrezygnuje, umrze, bądź utraci członkostwo w partii. Czyli de facto jest jak rzymski cesarz. Prócz tego okazuje się, że partia prowadzi selekcję surowszą, niż ekskluzywne warszawskie kluby nocne: kandydaturę każdego nowego członka musi zaakceptować Zarząd Krajowy z poziomu centrali w Warszawie (to fenomen): Robert Biedroń, Marcin Anaszewicz, Gabriela Moracka-Stanecka, Krzysztof Gawkowski i Monika Gotlibowska.
Program Biedronia wielu rozczarował. Postawił na kwestie światopoglądowe, świeckie państwo i prawa osób LGBT. Ale lewicowcom zabrakło w Wiośnie postulatów propracowniczych, jasnych rozwiązań dla poprawy klimatu i systemowej reformy systemu podatkowego, zaś konserwatystom – wsparcia rodzin, odwołania do narodu, tradycji, autorytetu, nowych rozwiązań w obronności czy polityce zagranicznej.
Tak się składa, że wielu moich znajomych zaangażowało się w tworzenie struktur partii Biedronia. I od początku docierały do mnie głosy o chaosie organizacyjnym i słabej komunikacji „dołów” z liderami. Wkrótce ujawniły się pierwsze zgrzyty, kiedy maturzysta z Lublina oskarżył lokalną koordynatorkę o mobbing.
Kolejną „wtopę" lider nowej partii zaliczył przez niejasne deklaracje dotyczące zrzeczenia się mandatu. Biedroń najpierw obiecywał, że odda go profesor Monice Płatek, by wystartować w jesiennych wyborach do Sejmu. Krzysztof Śmiszek tę informację rozmył, mówiąc, iż przewodniczący powinien pozostać w Brukseli – i że nawet stamtąd jakoś swoich ludzi do zwycięstwa poprowadzi. W zasadzie nadal nie wiadomo, kiedy Biedroń odda mandat i czy ostatecznie to zrobi.
W ostatnich dniach media podały druzgocącą informację o tym, że w gruzach legły regionalne struktury Wiosny w świętokrzyskim. Koordynatorka Małgorzata Marenin zadeklarowała, że założy swoje stowarzyszenie i nawiąże współpracę z lokalnym SLD. Ponoć poszło za nią 150 działaczy i sympatyków.
Poglądy autora mogą być niezgodne ze stanowiskiem redakcji.